 |
jakoś nie mam(y) farta i nie pomoże tu chirurg, ani pediatra, w naszych relacjach nie ma tęczy niestety, a mnie to męczy i nie pozwala mi się wyleczyć, szukałam ratunku wszędzie Złotko, nawet ziołolecznictwo mi nie pomogło, alkohol nie nie, nie dokańczam zresztą, dobrze wiesz, że to tylko pogarsza, życie nabrało tempa, ja jestem tępa, bo jedyne co mi zostało to pić za błędy, nie wiem którędy teraz, którędy teraz, przecież ja, bez Ciebie, to nie ja, moja nadzieja to trup, zobacz ją z bliska
|
|
 |
samotność to choroba cywilizacyjna. /Diset
|
|
 |
jesteś zdrową komórką, w świecie gdzie wszystko jest chore, na stwardnienie serc rozsiane po całym globie. /Diset
|
|
 |
dewastuję wszystko, wyciągnij mnie w porę, wylej błękitną, zimna wodę na moje rozpalone, czerwone skronie. /Diset
|
|
 |
znów jesteś ze mną i czuję się jakby ktoś wyciągnął do mnie rękę, gdy byłem w piekle. /Diset
|
|
 |
dzwonią do mnie wszyscy, a ja tylko składam cyfry, przypominam sobie pewien stary numer telefonu. spokój... oddech... wpisuj! oby... się nie... zmienił. wpisuj! sygnał... sygnał... cała... wieczność... odbierz... tętno... odbierz! prędko... pamiętasz mnie? bo ja każdy detal. nie umiem żyć odkąd Ciebie nie ma. czuję tylko ból, na to nie ma lekarstw. potrzebuję morfiny, muszę mieć Cię teraz. /Diset
|
|
 |
wokół sami obcy ludzie, czuję spojrzenia, chowam głowę w kapturze. rzucam iskry spod niego, na niewinnych i wiedzą, że mam ochotę skoczyć im do gardeł i wsadzić ryj w kałużę - bez powodu. rozpętać jakieś piekło, awanturę - bez powodu, rozlać trochę krwi - bez powodów. /Diset
|
|
 |
gdzie nie spojrzę - tam teren wojny, w której dobre zawsze przegrywa z tym gorszym. /Diset
|
|
 |
chodź gdzieś, gdzie nie musimy udawać dorosłych. /Diset
|
|
 |
spokój... oddech... wyjdź... powoli... żeby... nikt nie... zdążył... nic... zrobić. /Diset
|
|
 |
męczą mnie te same tematy przy wódzie. /Diset
|
|
 |
wokół sami moi ludzie. sami bliscy, kochani moi ludzie. tak naprawdę, żadnego nie znam tylko się łudzę. /Diset
|
|
|
|