 |
Mimo, że widzieliśmy się zaledwie parę dni temu, ja nie potrafię przypomnieć sobie dokładnie Twojej twarzy. Pamiętam tylko detale, na które zwróciłam wtedy uwagę. Twoje niebieskie oczy, wpatrujące się tak dogłębnie we mnie. Twoje usta, z których uśmiech schodził bardzo rzadko. I Twoje włosy, postawione na żela, które parę tygodni wcześniej głaskałam w ten nasz wieczór. Mimo tego, że to niemoralne i nie zdrowe dla mnie, tęsknię. Chcę rozmowy. Chcę żebyś mnie przytulił. Pocałował. Tak jak wtedy.
|
|
 |
codziennie rano wstaję, ubieram się, układam lekko pofalowane włosy i maluje rzęsy- ale nie parze prosto w oczy. boję sie, że zobacze w nich iskierki miłości.
|
|
 |
wygarne mu wszystko co o nim myśle, co do niego czuje, a potem dodam, że niby prima aprilis.
|
|
 |
lubisz dawać dupy? okej, ja też lubie dawać. ale z prawego sierpowego w ryj.
|
|
 |
cz.2. Bez słowa wstała i biegiem ruszyła do auta. Usiadła i trzasnęła drzwiami. Ten jego formalny, bezuczuciowy ton poruszył ją najbardziej. Łzy spływały strumieniami a ciałem targały konwulsje. Podróż bez słów w letnią noc przyniosła obojgu odczucie, że tracą coś niepowtarzalnego. Bezpowrotnie. Podjechał pod jej dom. -Żegnaj.- powiedział. Gwałtownie się do niego przysunęła całując go namiętnie, przejeżdżając palcami po karku. -Żegnaj.- powiedziała drżącym głosem, wysiadła i zamknęła drzwi samochodu. Ruszyła w stronę furtki tylko raz obróciwszy się. Przypatrywał się jej zdezorientowanym, mglistym wzrokiem. Spojrzała przed siebie. Z piersi wyrwał się zduszony szloch zwiastujący najdłuższą noc jej życia.
|
|
 |
cz.1 Złapał jej dłoń, a ona, trochę się wahając, oparła głowę na jego ramieniu. Światło księżyca odbijało się w niezmąconym lustrze wody. W powietrzu unosiło się napięcie, coraz bardziej ciążyła im cisza. -Powiedz coś.- szepnęła w końcu zamykając oczy. -Nie powinniśmy byli tu przyjeżdżać. Nie jesteś dla mnie, Mała. Próbowała zagłuszyć ten cichy, delikatny głosik, który jej podpowiadał, że nie są sobie przeznaczeni. Prawda uderzyła teraz boleśniej, w oczach zaiskrzyły się łzy. Spokojnie gładził jej rękę, jakby to co powiedział nie miało najmniejszego znaczenia. Ona również nie podniosła głowy, chciała mimo tego bólu przeszywającego ją na wskroś by ta chwila trwała wiecznie. Po jakimś czasie poruszył się i puścił jej dłoń. Wstał i rzekł bezbarwnym tonem : -Chodź, odwiozę cię do domu. Późno już.
|
|
 |
-wiem, że cierpisz. mogę ci jakoś pomóc? -przecież.. jesteś moja byłą, którą niedawno zostawiłem. nie tak powinnaś się zachowywać... -wiem, ale kocham cię, i nie mogę patrzeć jak ona cie rani..
|
|
 |
Spojrzał na nią z wzrokiem pełnym czułości, z tlącymi się iskierkami rozbawienia tonącymi w czekoladowej głębi jego wejrzenia. Tego wieczoru brązowe oczy przestały być dla niej obojętne. Zaczęły być uzależniające.
|
|
 |
Przejechał dłonią po jej wilgotnych włosach. W jego nozdrzach błąkał się zapach rumiankowego szamponu. Przymknął powieki i uśmiechnął się filuternie. Na wargach poczuł miętową nutę. Trwało to ułamek sekundy. Mięta i rumianek. Taak. Tak właśnie pachnie niebo. Jego osobiste, własne, najcudowniejsze niebo.
|
|
 |
cz. 2. Z oka wypłynęła jej kolejna łza. Nie chciała umrzeć. Nie teraz, gdy był On... Zaczęła spadać... Złapał ją za rękę. W ostatnim momencie. Nie miała pojęcia jak tego dokonał. Wziął ją w ramiona. Odszedł od urwiska i usiadł z nią na kolanach. Przytulił jej twarz do swojej. Ich łzy się połączyły. Jego ciałem targały konwulsje. Ją przechodziły dreszcze przerażenia. Kołysał ją w ramionach, delikatnie głaskała jego twarz. Nigdy więcej nie dane im było przeżyć tak wielkich emocji.
|
|
 |
cz. 1. Stała na krawędzi. Jej czubki stóp dotykały pionowego urwiska. Wiatr rozwiał jej włosy, z oczu pociekły dwie słone kropelki. Zdawała sobie sprawę z konsekwencji tego, co chce zrobić.. Świat był piękny z tej wysokości. Mimo wszystko, mimo tej całej przytłaczającej jej szarości, musiała to przyznać. Dobiegł ją czyjś głos. Odwróciła pośpiesznie głowę. Stał jakieś 20 metrów od niej. 'Nie'- wyszeptał bezgłośnie wyciągając do niej ręce. Bał się. Ba, był przerażony. Odwróciła się w jego stronę. Zbyt gwałtownie. Czuła jak traci równowagę.
|
|
|
|