 |
cierpienie matki przestaje sprawiać mi ból, krzyki ojca, prośby dziadków również. zmieniłam się. nie będę egzystowała w tym jebanym fałszu. wszystko zaczęło się od rapu, gdy słuchałam wyłącznie reggae byłam spokojniejsza, wiem. zrozumiałam sens wielu słów, zaczęłam rymować. potem poznałam go, stał się królem mojego świata. pokochałam bardziej niż Grubsona i Elda razem wziętych. rozkminił mnie całkowicie. dostrzegłam zło w alkoholu, dobro w marihuanie. nie spodobało wam się to. zaczęłam was olewać, pyskować. koniec z grzeczną dziewczynką, spójrzcie teraz na mnie. nie ma we mnie nawet odrobiny dobra.
|
|
 |
kiedyś zadzwonisz, napiszesz, a ja nie odezwę się przez dłuższy czas. zapukasz do drzwi mojego mieszkania, ale nie zastaniesz mnie tam. ujrzysz mą zapłakaną matkę i ojca z kopertą w ręku, podpisaną Twoim imieniem.
|
|
 |
idziesz na zwykłą dyskotekę szkolną, a ja drżę ze strachu, że zrobisz to po raz kolejny. pamiętając, iż moja pikawa tego już nie zniesie.
|
|
 |
chciałabym uciec od tego wszystkiego. wymazać z pamięci kadr, kiedy chwytasz ją za rękę na moich oczach, a ja cierpię. kiedy całujesz ją, gdy siedzę w pokoju obok i płaczę z bezradności. kiedy przepraszasz za tą scenę tłumacząc się nadmiarem alkoholu we krwi, a ja potulnie wybaczam. czy nie łatwiej byłoby nam żyć bez tego? spójrz, dziś jestem wrakiem człowieka. rodzice, przyjaciele, Ty - wszyscy mnie dobiliście. umieram. umieram po cichu, umiera moje serce, bije coraz słabiej, ale ratujesz je, bo kochasz. i po mimo tego jakim okazałeś się być skurwielem potrzebuję Cię. wiesz, zdaję sobie sprawę, iż popełniałam setki błędów, na pewno mniej bolesnych, ale jednak. a dla każdego należy się druga szansa.
|
|
 |
pójdę do łazienki, nakleję najpiękniejszy z uśmiechów jaki posiadam w zestawie. wyszczotkuję włosy. nałożę podkład, wytuszuję rzęsy, namaluję kreski, wargi pociągnę błyszczykiem. ubiorę wysokie obcasy, leginsy i tunikę. przemęczę się przez siedem godzin. wrócę do siebie. nałożę wyciągniętą, szeroką bluzę, zmyję tapetę, włosy zwiążę w niedbały kok. usiądę na parapecie okna, rozpłaczę się z bezradności. tylko wtedy mogę być naprawdę sobą.
|
|
 |
wciąż słucham Grubsona, wciąż czytam Coelha, wciąż Cię kocham.
|
|
 |
pamiętam tamten dzień, kiedy spakowałam szczoteczkę do zębów, wszystkie ubrania i buty, w kilka walizek. położyłam klucz pod wycieraczką Twojego mieszkania. zmieniłam numer telefonu, zmieniłam nazwisko, przeszłam metamorfozę wyglądu. poinformowałam o tym najbliższych. nie powiedzieli Ci, chociaż szukałeś. mijaliśmy się na ulicy, nie poznałeś mnie. cieszę się Twoim szczęściem, nową, młodą żoną, małą córeczką. zapomniałeś.
|
|
 |
nigdy nie będę modelką, po prostu nie jestem bardzo wysoka, czy szczupła. przynajmniej mam cycki i tyłek. nie odmówię sobie nutelli, czy coca coli. przeklinam, palę fajki - nałogowo. lubię też zielone, wręcz kocham, uspokaja mnie. nie potrafię chodzić na obcasach. nienawidzę spódniczek, sukienek i ogólnie kobiecych ciuchów. na ogarnięcie rano wystarcza mi piętnaście minut, z wybraniem ubrań. nie uczę się dobrze. wolę męskie towarzystwo. obgryzam paznokcie. trochę za dużo marzę. ale przynajmniej mam mózg, nie jestem plastikiem, ani dwulicową szmatą jak Ty, Kochanie.
|
|
 |
zapierdalam po nierównych chodnikach. towarzyszy mi muzyka, rozkręcona na ful w słuchawkach. dokładnie jeden mistrz, Grubson. wożę się, nie zwracając uwagi na to gdzie jestem. koszulka 3ody kru pokazuje co mi w sercu gra. odpalam czerwonego Marlboro nie przejmując się pierdoloną psiarnią. mam wyjebane na nich, na facetów, na wszystko. tylko mała cząstka, mojego zamarzniętej pikawy płacze i szepcze, że potrzebuje Twojej obecności.
|
|
 |
przez te wszystkie miesiące nauczył mnie czekać na spotkanie, tęskniąc niemiłosiernie. przez te wszystkie miesiące nauczył mnie martwić się o kogoś, drżąc z nerwów, z kubkiem gorącej czekolady w ręku. przez te wszystkie miesiące nauczył mnie wybaczania nawet najgorszych schematów. przez te wszystkie miesiące nauczył mnie życia bez agresji i złości. przez te wszystkie miesiące nauczył mnie delikatności, tej przesadnej, czasami doprowadzającej do szału. przez te wszystkie miesiące nauczył mnie kochać, bezgranicznie, do końca chorej egzystencji.
|
|
|
|