 |
|
przecież nikt mi nie zabroni trzymać mojej w Twojej dłoni...
|
|
 |
|
przecież nikt mi nie zabroni trzymać mojej w Twojej dłoni...
|
|
 |
|
przecież nikt mi nie zabroni trzymać mojej w Twojej dłoni...
|
|
 |
|
jeśli jeszcze raz ktoś do mnie zadzwoni i zapyta czy może z Tobą gadać, to przysięgam, że rzuce telefonem o ściane, rozpadnie się i później przyjde do Ciebie i będę kazała go naprawić, bo to przez Ciebie się zepsuł.
|
|
 |
|
nie chce odchodzić, ale nie mam wyjścia. zobacz jaka krucha jest nasz wspólna przystań.
|
|
 |
|
takich pogrzebów się nie zapomina. mnóstwo ludzi. rodzina, przyjaciele, znajomi, sąsiedzi, wojsko, straż pożarna... dzieci, dorośli. kobiety, mężczyźni. i ona. jego żona. kilka lat po ślubie. dwójka małych dzieci. zakochani do granic możliwości. chwila nieuwagi. wypadek. rozpacz. krzyk. żal. płacz. nigdy nie zapomne momentu, w którym wnieśli trumne do kościoła... było słychać tylko przeraźliwy krzyk, pisk i płacz. ksiądz mówił o nim pięknie. mnóstwo kwiatów, zniczy. strzelali nawet pistoletami, wyły syreny. ale co z tego? skoro matka i ojciec musieli pożegnać swoje ukochane dziecko. rodzeństwo wspaniałego brata. żona - męża. jedynego, wspaniałego, oddanego. a dzieci. dzieci musiały pożegnać tatusia. nie będzie go gdy będą szły do komuni, gdy będą brać śluby... nie będzie go. i co z tego, że miał piękny pogrzeb? skoro życie takie krótkie i zabrał ze sobą rodziny uśmiech... miał 30 lat. i odszedł. bez jakichkolwiek słów pożegnania, bez pocałunku, bez przytulenia. odszedł i już go nie ma.
|
|
 |
|
-prosze Cię otwórz oczy... - szeptała mama siedząc obok szpitalnego łóżka swojej 17letniej, nieprzytomnej córki. stał tam też jej tata, trener, rodzina, jej przyjaciółka i on. nagle wszedł lekarz, poprosił wszystkich o wyjście z sali. każdy podszedł do dziewczyny i ją przytulił, on pocałował ją w usta i szepnął -trzymaj się księżniczko. rodzice wyszli z sali z płaczem. nagle lekarz wyszedł i powiedział -ta doba będzie decydująca. muszą państwo być silni, a narazie prosze dać jej odpocząć. wszyscy stali i patrzyli na nią przez szybę. było tam ze dwadzieścia najważniejszych osób. -zabije go, jeśli ona tego nie przeżyje...- powiedział ojciec o chłopaku, który spowodował wypadek. w tej chwili rozległ się głośny równy dźwięk. wszyscy wiedzieli już co się dzieje. lekarze wpadli na sale, rozpoczeli reanimacje -tracimy ją! - krzyknął jeden z nich. -nie poddawaj się kochanie, walcz.- mówił jej chłopak. -przykro nam. godz. zgonu 22:22. na korytarzu rozległ się rozpaczliwy płacz i krzyk...
|
|
 |
|
i nawet nasza ulubiona cukiernia świeci pustkami odkąd się rozstaliśmy.
|
|
 |
|
chodź zapalimy razem. zatopimy się w marzeniach, o tym co miało być, a czego niestety nie ma...
|
|
 |
|
głupia. myślałaś, że mu zależy.
|
|
 |
|
jak mam sobie poradzić skoro odszedłeś bez słowa? bez tego cholernego wytłumaczenia. a ja głupia czekałam na Ciebie. miesiąc, dwa, trzy, pięć. ale dziś już koniec. nie czekam ani chwili. czas się ogarnąć. Ciebie już nie ma. nasze uczucie, to zwykła ściema.
|
|
 |
|
pytasz kiedy bolało najbardziej? hmm... nie bolało mnie jego odejście. bolało później, o wiele później. chociaż nie. to nie było tak wcale później. to była kwestia miesiąc, a on już po mieście bujał się z nową panną. no cóż w końcu dwa lata miłości do niczego nie zobowiązują. nawet do tego głupiego słowa "przepraszam". pytasz czy boli nadal? czasami. gdy wychodze z domu i musze ich minąć. ale wiesz. teraz mam takie inne uczucie. jestem z kimś. i mysle, że jak mijam ich właśnie z tym kimś, jego boli bardziej. a taka piękna była nasza miłość. wróć... moja miłość.
|
|
|
|