 |
jestem zdania że choćby nie wiadomo jaką rzecz się zrobiło to najgorsza prawda jest lepsza od kłamstwa , choćby wnętrze drugiej osoby pękało z bólu , lepsze jest to , niż udając że wszystko jest ok zatracać się w bezsilności myśli.
|
|
 |
delikatnie mówiąc, to nie jest fajne. podchodzimy na pełnym lajcie do tego turnieju, z uśmiechem, nawet nie tyle co konkurując ze sobą, a wspierając się i dobrze bawiąc się grą. lecz ta świadomość, że właściwie to nasze ostatnie rozgrywki, po czym słońcem będziemy cieszyć się inaczej. sporadycznie spotkamy się na okolicy w okrojonych składach, pochłonięci swoimi szkołami. nie będzie tych wiadomości nad ranem, żebym w tej chwili pojawiła się na plażówce, masy zdjęć, wszystkich "ale kurwa piła! zabij!", "skoczne to bydle", "jak zjebałem, przepraszam, taka zajebista piłka!", "jak gram z Tobą dobrych kilka lat to czegoś takiego jeszcze nie widziałam", "na dziewczynę?! połamie Ci ręce, jak inaczej nie potrafisz!", "rzuciłaś się, ach, jak bosko" - i masy, masy innych. zaraz pakuję do torby najpotrzebniejsze rzeczy i idę cieszyć się ostatnimi meczami, ale smutno jest, bo przez dziesięć kolejnych miesięcy nie będzie już tak samo.
|
|
 |
była rozwydzrzoną ,i czasem walącą reguły nastolatką. lubiła palić , oczywiście gdy nie wiedzieli jej rodzice. lubiła chodzić na imprezy , zakrapiane dużą ilością alkoholu. nakręcało ją chlanie do upadłego. lubiła być pijaną , bo wtedy było dla niej tak piękne i oczywiste. miała ludzi u boku , ale większość i tak była totalnie fałszywa. nie myślała o miłości,na zawsze. nie myślała nawet całkiem o związkach. czasem były z 2 , 3. to wszystko. jednak pewnego dnia się zmieniło. poznała przypadkowego chłopaka. ktoś by powiedział , -pewnie od zawsze było u nich cudnie. ale ja odpowiem że nie. właśnie było źle , bardzo. nawet nie sądzili oboje że będą razem. a tu jednak się wszystko zmieniło. poznała człowieka dla którego zmieniła się nie do poznania. grube melanże i palenie szlug , rzuciła w mgnieniu oka. nie jarała się tym. liczył się On , i jego potrzeby.przy nim była sobą , nie potrzebowała przyjaciół , bo on był jej najwierniejszym, z wzajemnością ,i tak jest do dziś.od zawsze na zawsze
|
|
 |
a dziś siedząc po zmroku na jeszcze w miarę ciepłym asfalcie , i patrząc w gwiazdy miałam u boku Ciebie. bawiłam się twoimi ciemno blond włosami , co jakiś czas czule całując się w czoło. ty natomiast przyglądałeś się mi , jak małe dziecko które jeszcze nie wie dokładnie nic. z głośniku telefonu leciała nasza piosenka a ja właśnie wtedy uświadomiłam sobie że jeszcze rok wcześniej tak samo siedzieliśmy w tym miejscu i wiedziałam , że tak będzie zawsze.
|
|
 |
usiądź , ale wieczorem. najlepiej na asfalcie , i popatrz w niebo. widzisz? zachodzi słońce. a końcowe sierpniowe powietrze wskakuje w twoje nozdrza i daje ten piękne intensywny zapach. zamknij oczy , weź powietrze jeszcze mocniej , zaciągnij się nim. przed twoimi oczami , masz wspomnienia z twojego życia , dobre i złe. to ta chwila gdzie wiesz że to życie dało ci mocno w kość a mimo to , je kochasz bo tu jesteś.
|
|
 |
mam takie chwile , które chciałabym powtarzać milion razy , a również takie do których nie chcę wracać. są osoby na których się zawiodłam , a byli dla mnie bardzo ważni. są też takie , na których widok otwiera mi się nóż w kieszeni. ale jest też On , człowiek bez którego przyszłość niema sensu.
|
|
 |
- idziesz ze mną? - rzucił do niego kumpel. pokręcił głową, reagując tak samo na kolejne namowy. padało coraz mocniej, więc w końcu zwinęliśmy się z boiska. rozkminiając coś z innym ziomkiem trzymał się kilka metrów za nami. - ej, ja chyba lecę skrótem, bo się zbiera na konkretną ulewę. siemanko Wam! - ruszyłam w przeciwnym kierunku, co od razu go zainteresowało. momentalnie przyspieszył. - ja lecę z nią, bo jeszcze coś jej się stanie. - rzucił i ruszył za mną, a kiedy oddaliliśmy się nieznacznie, powoli zaczynałam się zastanawiać w którą stronę uciekać. pierwsze zdanie rzucone do mnie: - jak tam chcesz, ale ja sądzę, że lepiej gdybyś tą koszulkę zdjęła. - z kim ja tworzę team,boże.
|
|
 |
- ej, myślałaś, że za Ciebie wbiegnę. wiem. wiem, że tak pomyślałaś! - zarzucił mi, by kilka akcji później doprowadzić do czołowego zderzenia, gdy akurat cofnęłam się w biegu do odbicia. - na cholerę wbiegasz za mnie, kiedy już tak nie myślę?! - rzuciłam mierząc go spojrzeniem. - czy ja jestem taki tyci tyci, że nie widzisz jak biegnę? - bronił się, robiąc głupią minę. tak, jesteśmy najdziwniejszym teamem, który przy jednej akcji wspiera się, motywuje, chwali i gratuluje, by za chwilę rzucać potok pretensji i zdziwienia.
|
|
 |
to niebywałe jak ludzie potrafią się przywiązać, jak uzależniają swoje życie od tego, co kochają, jak dają się obezwładniać tęsknocie i stracie. wspomnienia sytuacji, smaków, zapachów dotyku biorą wszelką górę nad rozsądkiem. przykuwają uwagę do głupot, a uśmiech roziskrza ich twarz na najbanalniejszy kawałek ciasta wręcz identycznie przyrządzonego jak to które wypiekała na co dzień mama. szarlotka odeszła wraz z nią. ludzie cierpią, choć życie podkłada im okazje do cudownych doświadczeń. lubią cierpieć, z obawy, że zapominając o bólu zapomną o tym jak dobre było to, co utracili.
|
|
 |
- przystopujmy, bo jeszcze się od Ciebie uzależnię. - rzuciłam zaczepnie. - to źle? - nie. nie, dopóki ma się dostęp do tego od czego się uzależni. - udzieliłam odpowiedzi, analizując jednocześnie tamten okres z przeszłości, kiedy dosadnie zrozumiałam jak to jest go tracić i zdychać na odwyku. wizja rozstania znów zamajaczyła się w mojej wyobraźni. tuż koło mostka coś podejrzanie zakuło. - ja wiem, ale damy radę przez te kilka miesięcy, nie? - odrzekł, dając mi do zrozumienia, że wcale nie chce odchodzić, a odcięcie mojego uzależnienia to nie zniknięcie, które wybiera, bo chce, lecz musi.
|
|
 |
dobrze mi tu, w tych ramionach, z tym uchem przyłożonym do mojej klatki piersiowej, z wsłuchiwaniem się w to jak rozprawia na temat bicia mojego serca czy tego jak uwielbia moje oczy. to banalne, ale lubię się tym napawać chociażby ze względu na Ciebie. nie wpieprza mnie to jaką rozgłaszasz wokół opinię co do mnie. ubolewam tylko nad ironią, kiedy zapewniasz, że jebią Cię równo moje postanowienia, a chwilę potem ładujesz we mnie milion pretensji i na próżno starasz się docisnąć również wyrzuty sumienia.
|
|
|
|