 |
zabrał mnie ze sobą, choć wiedział, że powinnam iść w przeciwną stronę. odciągnął od marzeń, pasji, ulubionych smaków, książek, filmów, przyzwyczajeń. zabrał mnie do swojego świata, gdzie w powietrzu kłębiła się woń spalanego tytoniu, a po kątach walali się zapici goście. nie chciał, lecz nieugięcie we łzach dalej prosiłam o Jego obecność.
|
|
 |
karcące spojrzenie nauczycieli, urywane wzdychania rodziców, oraz reszty rodziny. zapewnienia, że tak tylko zniszczę sobie życie i przypuszczenia, iż się pogubiłam. zapewne woleliby jakiegoś poukładanego faceta, który ogarnie mnie już na początku vixy, po czym do samego końca bezustannie będzie zabierał mi każdego szluga, czy piwo, jakie wpadną mi w ręce. moje serce? może uzależniło się od nikotyny, może od silnej woni Jego perfum - bez różnicy. był fundamentem na którym budowałam życie.
|
|
 |
- pokaż. - polecił wyjmując mi z rąk stary album, kiedy właśnie układałam go, wraz z pozostałymi w szafce. wstałam z podłogi, a kiedy otwierał pierwszą stronę umiejscowiłam się na łóżku tuż za Nim, opierając bez słowa policzek o Jego szerokie plecy. - kto to? - zagadnął, jakby nieobecny, wskazując na jedną z pożółkłych fotografii. zadawał kolejne pytania, a ja automatycznie odpowiadałam, wplatając pomiędzy imiona i korzenie rodzinne, krótkie historie. w końcu przerwał tą rutynę. - chciałbym mieć coś takiego. jakąś pamiątkę, po babci, dziadku, i innych. - nie odpowiadałam czując jak bierze głęboki oddech, co było oznaką, iż nie skończył. - um, kicia, obiecaj mi, że za kilkanaście lat to ze swoim dzieciakiem będę tak siedział, omawiał zdjęcia, a gdy wskaże na Twoje pytając, co to za piękność, zaśmieję się, mówiąc, że jego mama. moja żona.
|
|
 |
przechodząc przez cmentarz zastanawiała się nad historią osób tu pochowanych. patrząc na daty urodzin i śmierci zastanawiała się ile czasu jej dano. 38, 67, 93, 103 lata.. większy smutek wywołują groby gdzie różnica dat wynosi 20, 13, 10 lat. boli, cholernie boli jednak, gdy czyta się napisy, np. Ania, przeżyła 3 dni albo Kubuś, miał 3 latka. jak wielki w tym dniu, właśnie 1. listopada, musi być ból rodziców, gdy patrzą na zdjęcie swojego kochanego dziecka, któremu dane było te zaledwie kilka lat, czy dni życia..
|
|
 |
i jak co roku przychodzi listopad. pod nogami szumią liście, wieje wiatr. ulice są jak zawsze zapełnione, każdy gdzieś biegnie, gdzieś się spieszy. tu stoi jakaś para, są szczęśliwi. po drugiej stronie właśnie komuś złamano serce. jakiś pan jest szczęśliwy, bo przed chwilą jego żona urodziła mu śliczną córeczkę, inny zaś siedzi w barze, prosząc o kolejną setkę, bo właśnie wrócił z rozprawy rozwodowej. jak zawsze uśmiechnięta starsza sąsiadka odprowadza swoją wnuczkę do przedszkola, podczas gdy jej zaledwie rok starsza koleżanka nie potrafi wyjść z domu, bo pokonuje ją choroba. w tym jest jeszcze kilkaset bezbarwnych osób z większymi czy mniejszymi problemami lub sukcesami. Każdy ma swoje życie, nie interesuje się tym, co się dzieje dokoła. A w tym wszystkim jestem ja sam na sam z rozkminami na temat sensu ludzkiego życia.
|
|
 |
nieistotny był czas, którego zabrakło. czas, który skończył się tak szybko, przeminął z kolejnym podmuchem jesiennego wiatru - nasz czas. piękne było to, że przez ten krótki moment, kochał mnie, że cień, który od dzieciaka podążał za moją osobą i pilnował na każdym kroku, w tamtej chwili zapomniał o całym świecie łącząc się z szarą plamą za Jego plecami. byliśmy razem, ot tak, splatając ze sobą nasze chaotyczne oddechy.
|
|
 |
nie wszystko da się naprawić, a chwila może zmieniać
|
|
|
|