 |
cały dzień oczekuję momentu, kiedy mogę zamknąć oczy, prymitywnie drżąc powiekami z obawy, że nie uda mi się przypomnieć rysów Twojej twarzy. marzę. marzę bez nadziei, ale z uśmiechem, że mogę Cię mieć chociaż w takiej postaci. zasypiam, starając się przypomnieć Twój zapach. kurczowo ściskając poduszkę prawie potrafię oszukać samą siebie, że przytulam właśnie Ciebie, że czuję Twoje kości miednicze, uwierające mnie w tył pleców. później najgorszy moment, budzę się, gwałtownie siadając na łóżku. po mojej koszuli ciekną strużkiem łzy. podnoszę powieki, wiedząc że znowu uciekłeś. spoglądam przez okno, siadając na parapecie. nie. najpierw odsuwam znicze, które mam przygotowane każdego dnia, żeby Cię odwiedzić. siadam obok nich i szepczę po cichu, żebyś dał mi chwilę na zebranie się i zaraz do Ciebie pędzę, żeby jak codzień zostawić ślady szminki na Twoim imieniu, wygrawerowanym na marmurowej płycie.
|
|
 |
są osoby, które tracimy pomimo naszych starań. są uczucia, które odczuwamy pomimo naszego sprzeciwu. są myśli, które kotłują się w naszej podświadomości pomimo naszej woli. są sytuacje, które mają miejsce pomimo naszych zamiarów. chcemy mieć wpływ na wszystko, nie mamy praktycznie na nic. życie byłoby przepełnione dennością, gdybyśmy mógl je rozplanować według naszych pragnień, a marzenia i rozmyślanie przed zaśnięciem byłyby zbędną codziennością zamiast abstrakcja.
|
|
 |
nadchodzą momenty, kiedy niesamowite ciepło oblewa wnętrze Twojego ciała, chcąc ugotować każdy z Twoich organów. serce zaczyna skakać jak wirująca pralka. chcesz krzyczeć, ale odbiera Ci mowę. pragniesz płakać, ale Twoje kanaliki łzowe odmawiają posłuszeństwa. rzucasz się w amoku, nie wiedząc co robić. patrzysz ślepo w jeden punkt, opadając z sił. nie potrafiąc uwierzyć w coś co Cię właśnie spotkało. budzisz się w środku nocy, oblana potem na dywanie, na który upadłaś z niemocy. rękawy brudne od tuszu. pod paznokciami tynk ze ścian. a podniesienie powiek staje się jedną z brutalniejszych rzeczy jakie Cię ostatnio spotkały. wehikuł czasu zabiera Cię do rzeczywistości, teraźniejszości nieusilnie każąc Ci z nią walczyć, wiedząc że nie masz najmniejszych szans bo chociażbyś spłonęła od wewnątrz, paląc każdy z własnych organów począwszy od serca uczucie przerażenia nie spłonie już nigdy.
|
|
 |
granica między miłością a nienawiścią jest tą najłatwiejszą do przekroczenia. dlatego kochaj ostrożnie, nienawidź doszczętnie.
|
|
 |
myślę, że gdybyś nie istniał, byłoby lepiej. połowa mojego życia nie byłaby zajęta, a w moim sercu może znalazłoby się miejsce dla kogoś innego.
|
|
 |
przeraża mnie fakt, że ja też mogę być zakochana. bo były rzeczy, które nigdy mnie nie dotyczyły i myślałam, że taka tragedia także mnie ominie..
|
|
 |
jesteśmy dla siebie stworzeni, ale nie jesteśmy w stanie pokonać barier, które ustawiono nam na drodze do siebie.
|
|
 |
mogę sobie istnieć na tym świecie, ale prawdziwie żyć zacznę dopiero wtedy, gdy codziennie będę słyszeć Twój głos, widzieć złotoczekoladowe, błyszczące pasją oczy i oglądać promienny i szczery uśmiech wywołujący te najsłodsze dołeczki na świecie.
|
|
 |
czuję, że w końcu ja doświadczam jakiejś rozterki miłosnej, pewnego uszczerbku na sercu. ale czy to od razu musi aż tak boleć?
|
|
 |
z ręką na sercu mogę powiedzieć, że życie bez Ciebie jest smutne. tylko na zewnątrz się cieszę. w środku wszystko łamie się we mnie na pół.
|
|
 |
po prostu już sobie z tym wszystkim nie radzę i nie mam pojęcia, jak to zmienić.
|
|
 |
boję się, że już nigdy nie będziemy się znali i że pozostaniemy dla siebie tak zagadkowi jak przed laty.
|
|
|
|