|
ty uwielbiasz mnie ranić i to chyba nie jest spoko.
|
|
|
gdy mi powiedział jak bardzo dobrze się z nią dogaduje i że chce z nią być, poczułam zazdrość. zazdrość, że ja nie potrafię mu tego dać czego on pragnie. zazdrość o to, co ona ma, a czego mi brak.
|
|
|
nie potrafiłam z tym skończyć, tak jak z wieloma innymi sprawami. i chociaż dzień za dniem bezustannie mijał, kochałam go. pomimo tego, że może miał inną, może nie chciał mojej miłości, może chciał odpocząć od tego uczucia. wciąż kochałam.
|
|
|
kiedyś będziemy jak oni. tak jak ci staruszkowie, którzy siedzą na tych ławeczkach w parku, pełnych wspomnień, pięknych wspomnień wypełniających młodość. będziemy siedzieć i będę odgarniać ci kosmyki włosów z czoła, tak jak robiłam to kiedyś. w przyszłości też tak będzie, wierzę w to. nadal będziemy się przytulać, pomimo problemów z kręgosłupem, przecież to nic w porównaniu z miłością.
|
|
|
naucz mnie odkochiwać się w pięć minut, sztuki, którą tak dobrze opanowałeś.
|
|
|
chciałabym go czytać przed snem, aż mi się będzie rozmywał, aż palce będą mi się gubić w literkach i w końcu zasnę, cała w tych jego słowach.
|
|
|
ty patrzysz, ja patrzę, potem ty, a potem... znowu ja. i co nam z tego? tylko zakłopotanie.
|
|
|
obiecaj mi, że gdy umrę, ty będziesz czekał na końcu tunelu. ty będziesz tym światłem do którego będę szła.
|
|
|
trochę mnie pokochaj i trochę mnie polub. przypomnij mi ile jestem warta. przypomnij jaka potrafię być fantastyczna. udowodnij, że nadal umiem zatrzymywać ludzi. przypomnij to wszystko co o sobie zapomniałam. wystarczy żebyś bywał i żebym nie musiała nic mówić. żebyś po prostu wiedział jak się ze mną obchodzić.
|
|
|
jego oczy, jego bluza, jego mina gdy mnie widzi, jego głos wyłapywany z tłumu, jego zapach, jego uśmiech, jego urok i ja miotająca się pomiędzy strachem przed odrzuceniem, a wizją bajecznego szczęścia.
|
|
|
u mnie osiem dni zapominania, u ciebie już ósma panienka.
|
|
|
może i zabiję się w tych szpilkach, ale przynajmniej umrę w pięknych butach.
|
|
|
|