 |
dużo czasu minie zanim powiem Mu, że Go kocham. przez mniej więcej miesiąc, dwa będzie dręczyła mnie ta niepewność, mieszanina uczuć, obawa przed tym, że Go okłamię, dziwaczne przeczucia, gdybania. będę zapewne zmieniać temat, kiedy zapyta co tak właściwie czuję. za wszelką cenę będę omijała ten wątek, krążąc niebezpiecznie wokół. ale któregoś dnia powiem Mu w końcu. oznajmię, iż jest dosłownie wszystkim.
|
|
 |
potrafię w pełni zaakceptować poznanie nowych osób, znajomość przybierającą z każdą chwilą na sile, a nuż, może w przyszłości nawet przyjaźń. jednego nie pojmę nigdy. nie zrozumiem jak od tak można właściwie zrywać coś, co nie trwało kilku miesięcy, a ciągnęło się przez lata. nie przyswoję tego jak można tak zwyczajnie zakańczać przyjaźń. nie wprost, oczywiście, jednak to się czuje, niestety.
|
|
 |
siedzę bawiąc się sznurkiem od spodni, popijam co chwilka wodę truskawkową, ogarniam notatki na sprawdzian z niemieckiego i przyznaję się bez bicia, nieustannie analizuję każde z Twoich dzisiejszych spojrzeń, przeszywających z zażyłością moje źrenice.
|
|
 |
pamiętam, kiedy nie pozwalał mi kąpać się o pierwszej w nocy, prosząc, żebym zrobiła to już rano. niewytłumaczalna troska, że a nuż zasnę w wannie i się utopię.
|
|
 |
widząc jak wiele przeszkód czeka mnie w drodze do komórki, która leży na łóżku, chyba zrezygnuję nawet z odczytania wiadomości od Ciebie, naprawdę.
|
|
 |
nie piszczę widząc Bednarka na ekranie telewizora, nie podniecam się słysząc, któryś z utworów Grubsona, nie jadę po Bieberze, ale kiedy natomiast On jest blisko, postępuję zdecydowanie bardziej absurdalnie i niemoralnie.
|
|
 |
jeśli siedzisz teraz podpierając brodę o rękę, niemo patrzysz w monitor, który wydaje się być na chwilę obecną najlepszym przyjacielem i co mniej więcej minutę siorpiesz z kubka wystygłe już kakao - nie wmawiaj mi, że się nie zakochałaś, proszę.
|
|
 |
siedząc na parapecie i skubiąc po trochu kajzerkę z dżemem truskawkowym, podziwiałam zachód słońca, linię dzielącą w pół najmocniejszą z gwiazd galaktyki, niebywale cudowną kolorystykę całego zjawiska. mrużyłam co chwila powieki, instynktownie broniąc się przed wciąż bijącymi w oczy promieniami. komórka zawibrowała, prawie spadając na podłogę. złapałam ją szybko, odczytując wiadomość - 'zachody są codziennie, ale ten... ten jest nasz.'.
|
|
 |
naznaczę krwistoczerwonymi paznokciami delikatne szramy na Twoich plecach. zostawię subtelną woń swoich perfum we włóknach jednej z Twoich śnieżnobiałych koszul, porozrzucanych niedbale po kątach pokoju. posunę się do każdego, najbardziej nieodpowiedniego, niemoralnego i grzesznego czynu, byleby tylko dać Ci tyle, ile nie zdoła żadna inna. przywitam i pożegnam Cię gwałtownym, głębokim i agresywnym pocałunkiem. utkwię we wspomnieniach, snach. będę nękać, powracać. stanę się Twoją największą chorobą, chorym uzależnieniem.
|
|
 |
przestań, mam ochotę Cię pokochać i nie zamierzam się owej ochoty wyzbywać.
|
|
 |
powiedziałabym 'spierdalaj', ale 'tęsknię' wymawia się znacznie szybciej i bez zbędnych akcentów na literę 'r'.
|
|
 |
jako jedyny potrafił się domyślić, że moje 'dobra, idź do diabła' na prawdę nie oznacza nic innego, niż zwyczajne 'weź mnie przytul, a nie zdzierasz sobie gardło niepotrzebnie'.
|
|
|
|