 |
jest suką. niewychowaną, pyskatą, arogancką, bezczelną ździrą, która odbija facetów innym laskom. tylko wiesz? kiedy w moich oczach stawały łzy, a serce łamało się w połowie - właśnie Ona przy mnie była. zwyczajnie siedziała obok słuchając moich żalów po czym podsumowała wszystko jednym stwierdzeniem - 'wiesz, że to chuj jest. jeśli umiesz to zapomnij, jeśli nie to, kurwa, walcz'. dała mi w odpowiednim momencie psychicznego kopa, dzięki czemu zwyczajnie nie poddałam się.
|
|
 |
usunęłam rozmowy z Nim. koniec sentymentów.
|
|
 |
niunia, obiecuję, że nie będę żałować dla Ciebie pięści.
|
|
 |
nie wierzę, że zostaniesz.
|
|
 |
wyrzuca z siebie kolejne pretensje o moje chore zachowanie, wybryki, drobne przewinięcia. wciągam do płuc buch za buchem napawając się bólem w Jego spojrzeniu. błądzę wzrokiem nie wiedząc na czym go zawiesić. poprawiam co chwila grzywkę dostającą się do oczu. zaczyna przepraszać, na co nawet nie reaguję. rzucam na ziemię niedopalonego papierosa i gaszę Go butem. odchodzę mówiąc, że ostrzegałam, iż w końcu będzie za późno. czas zmienił mnie w sukę.
|
|
 |
ciekawe czy wie jak mnie niszczy, ile razy na dzień doprowadza mnie do chociażby minimalnego cierpienia. nie wybucham od razu płaczem, nie krzyczę, nie niszczę wszystkiego co trafi mi się pod ręką, a zwyczajnie kruszę się od środka. z każdym z Jego najdrobniejszych posunięć od mojego serca odpada jakaś niewielka cząstka. biorąc pod uwagę częstotliwość tego zjawiska - wkrótce zginę.
|
|
 |
nieistotne czy z czasem będę cierpieć, czy nie. cierpienie to w końcu efekt szczęścia, późniejsze następstwo. a cholera, ja uwielbiam szczęście.
|
|
 |
pytanie ile zdobędę punktów na egzaminie z angielskiego, kiedy teraz na lekcje przychodzę z dwudziestominutowym opóźnieniem, z niewiadomych powodów nie mam połowy kartek w podręczniku, a jedynym zajęciem, którego się dopuszczam jest przenoszenie kwiatka z parapetu na ławkę, bo nie odbieram rzekomo tlenu z tak daleka.
|
|
 |
opanował się. w momencie, kiedy cała sytuacja zaczęła wymykać nam się spod kontroli, zatrzymał ją. chcąc uniknąć cierpienia dla nas obydwojga, chcąc mnie chronić. teraz, gdy wszystko jest tak, jak dawniej, odzyskało dawną rutynę - wymawia w moją stronę krótkie przeprosiny i z bólem w głosie mówi o wyrzutach sumienia, które Go dręczą. absurdalne. los ewidentnie był ostro najebany pisząc naszą historię.
|
|
 |
miałam Go przed sobą raptem na wyciągnięcie ręki. mierzyłam wzrokiem Jego oczy próbując odczytać z nich cokolwiek. słuchałam. perfekcyjnie kodowałam w głowie każde z Jego słów o tym, że jeszcze nie teraz, nie będę potrafiła wytrwać w takim związku, to nie ma na chwilę obecną sensu, nie uda się. gubiłam się. między swoimi uczuciami, a racjami jakie mi przedstawiał. z chwili na chwilę coraz bardziej tłumiłam w sobie ochotę na skończenie tej rozmowy, która nie miała na dłuższą metę sensu, na zamknięcie Jego ust dotykiem własnych warg. serce cicho prosiło o pomoc, podczas kiedy ja stałam nie drgnąwszy nawet i wciąż powtarzałam niczym mantrę, iż Go nie rozumiem. dlatego właśnie zawsze unikałam tych poważnych konwersacji. konfrontacji pomiędzy racjonalnością, a zwyczajną bezmyślnością.
|
|
 |
będziesz przy moim boku nawet wtedy, kiedy będę upadać?
|
|
 |
przesiedzimy tak całą noc - co chwila dolewając do kieliszków czerwonego wina, rozmawiając, opowiadając sobie o swoim życiu, o samych nas. potem wzejdzie słońce. odejdziesz, jak gdyby nigdy nic.
|
|
|
|