 |
Jestem nikim, spoko. Lecz dla takich jak ty, to i tak za wysoko
|
|
 |
Czasem potrzebny jest ból, by zrozumieć pewne rzeczy
Na własnej skórze czuć, by móc naprawić swe błędy
|
|
 |
Idę za nimi, bo oni idą za mną
Wiesz jak się to nazywa ? To lojalność
|
|
 |
świszczący oddech odbijający się echem od czterech ścian, skrzypnięcia starych drzwi, szelest firanek, kilka kropel krwi na podłodze. wszystko to niczym kadr z kiepskiego horroru, przeplatanego ciągłą ironią losu, choć z początku obrazować miało walkę. ona, delikatna, w obszarpanej sukience, upuszcza z siebie życie, razem z problemami, z krzykami rozsadzającymi głowę, z całym bólem i żalem do samej siebie. i tak co wieczór, czy to mały kawałek szkła, kolejne odłamek zbitego lustra lub butelki po wódce, to właśnie to najlepiej pomaga jej zasnąć./nieswiadomosc
|
|
 |
Lepiej do przodu iść niż do tyłu biec
|
|
 |
Jedno jest ważne - masz być szczęśliwa.
|
|
 |
naciągam za długie rękawy na zziębnięte dłonie, po czym mocno przyciskam je do piersi. na nic zdaje się kocyk otulający kolana i parująca herbata, obok na podłodze. duszne powietrze nie jest jedyną przyczyną nierównego oddechu, tych łapanych nagle haustów powietrza, tych świstów w płucach. to po prostu serce tak wali o żebra, samo sobie próbuje wymierzyć karę za to, że kolejny raz zniszczyło komuś życie. stekiem kłamstw, złudnych nadziei i niedotrzymanych obietnic, których nie było się pewnym już podczas ich składania. to wszystko rzucone jemu w otwarte ramiona, to wszystko odebrane jednym zdaniem, jeszcze przed południem, tamtej słonecznej niedzieli./nieswiadomosc
|
|
 |
|
- Nie odezwał się?
- Nie... Oto specjalność facetów. Znikanie.
|
|
 |
Do okoła białe ściany. Bez okien, bez klamek, bez życia. Samotność zaciska pięść na moim sercu. Wbija szpony, przekręca, wyszarpuje na zewnątrz ciała. Nie pamiętam kiedy ostatni raz oddychałam, w ustach pozostał jedynie gorzki smak dymu. Ostatni raz zaciągam się cierpieniem, leczę strach oddechem z twoich ust. Przepuszczam peta przez palce, upada na ziemię z nim moja dusza, z nim moje cierpienie. /sstrachsiebac
|
|
 |
Wieczorem, gdy siądę na skraju łóżka by odmówić modlitwę, nie wspomnę, że byłeś przy mnie. Gdy wyciągnę kolejnego papierosa, z chęcią przesiedzenia całej nocy przy winie, drgnie we mnie myśl, że tak naprawdę jestem sama. Nauczyłeś mnie cierpienia, pokazałeś jak ranić. I gdy ostre kości przebijały tętnice by całe cierpienie wyciekło, nie próbowałeś tamować ran. Nuciłeś w kółko tę samą, chorą melodie, wprowadzając mnie w obłęd. Pozwoliłeś mi myśleć, że to moja wina. A ja wezmę papierosa w usta, przewrócę go językiem i zatracę się ostatni już raz. /sstrachsiebac
|
|
 |
Jaka jestem? Niepewna. Niepewna swoich możliwości, swoich myśli, niepewna siebie. Ile razy przeszła mi przez głowę myśl 'odpuść sobie', uginając kolana pod ciężarem krytyki ludzi. Chowałam się za sztuczną barierą krat, przyjmowałam każdy policzek. Co wieczór prosiłam o lepsze dni i w modlitwie przytaczałam 'nie zapomnij o mnie Boże'. sstrachsiebac
|
|
 |
Noszony na sobie ciężar spojrzeń z całego dnia, dziurawe ręce tysiącami fałszywych słów. Ciążą coraz bardziej w chorej głowie. Pijąc z uszczerbionej szklanki kaleczysz usta, trując organizm roztworem czystych kłamstw. I kiedy usłyszysz wiadomość przyniesioną przez histeryczny wiatr , wtedy bez obaw, bez świadków, bez szydzącego wzroku gapiów możesz wypłakać z siebie żal. /sstrachsiebac
|
|
|
|