 |
nieważne że jeszcze raz moje serce mi umarło.
|
|
 |
na tą chwilę jest jak jest, nie pytaj czemu.
|
|
 |
nawet nie wiesz, jak bardzo byś mi się przydał w te jesiennie dni, kolego
|
|
 |
Czasem zrozumieć to wszystko jest tak trudno.
|
|
 |
zimą wychodzi zawsze o tej samej porze - czeka godzinę, czy urywa się z ostatniego niemieckiego. otula mnie ramieniem patrząc na każdego spotkanego gościa z jasnym przesłaniem, że żadna śnieżka nie może nawet mnie drasnąć. stając przed moimi drzwiami stwierdza, że cholernie zimno jest, a ja mam za miękkie serce i zapraszam Go na herbatę. sadowiąc mnie na stole rozgrzewa moją szyję ciepłymi wargami. lubię to.
|
|
 |
bo jeśli otworzę płatki dziś, za tydzień nie będą smakować już tak samo. zdjęcia? uwiecznione kilka lat temu, z czasem nabrały innej wartości. czas będzie płynął z każdym szmerem zegara. wszystko się zmieni - nas już nie będzie, mnie, Ciebie. to minie.
|
|
 |
przyjdź po mnie. wyciągnij mnie z domu, teraz, na wieczór, na noc, do rana. idźmy gdzieś. niech jesień mrozi nam tyłki, niech nazajutrz spierzchnięte usta pieką od nadmiernej ilości pocałunków. siedząc gdzieś, gdziekolwiek, pokochajmy się na nowo.
|
|
 |
Ziomek był zakochany i nie obeszło się bez łez, dzisiaj biega naćpany, miał emocjonalny chrzest.
|
|
 |
Postawię litr - będziemy pić ja i mój diabeł.
|
|
 |
zapewne trochę obsesyjnym jest ciągłe myślenie o Nim, wyłapywanie Go wzrokiem na przerwach i ciągłe zagryzanie warg, kiedy pochodzi ku mnie. cudownie się uśmiecha, odruchowo obejmuje mnie ramieniem i szepcze do ucha, że cudownie dziś wyglądam. czar, który pryska każdego wieczoru, gdy leżąc w bluzie zarzuconej na cienką pidżamę, otulona Jego zapachem, znów zaczynam się bać - każdego oddechu, uczuć, szczęścia.
|
|
 |
miłość to chłam, przeliczana na ilość ran, ran, które zadam i ran, które mam.
|
|
 |
minęło parę lat, które nie zasłoniły wspomnień
widuje ją czasem jak stoi nad jego grobem
czuje jego obecność, choć znicz już gaśnie
jest tam codziennie, jak obiecała, razem na zawsze
|
|
|
|