 |
- o czym teraz marzysz? – zapytał swoim grubym, pięknym głosem. uśmiechnęłam się. – marzę o kolacji przy świecach, w Paryżu… z Tobą. – chyba dam radę spełnić Twoje marzenie, jak sądzisz? – sądzę, że Cię kocham, wariacie – śmiejąc się, czule go pocałowałam. następnego dnia wchodząc do jego pokoju, ujrzałam dziesiątki zapalonych świec i rozłożone talerze. ze zdziwieniem podniosłam brew i spojrzałam w jego oczy. wziął mnie za rękę i kazał mi usiąść. po chwili przyniósł stos cudownie pachnących cynamonem naleśników. dopiero wtedy zauważyłam, że pośrodku stolika stała niewielka figurka wieży Eiffla. – jesteś niesamowity, wiesz? – powiedziałam, a on w milczeniu pocałował mnie w czoło.
|
|
 |
odczuwam przeogromną potrzebę poznania kogoś, kto wywróci moje życie do góry nogami.
|
|
 |
tkwią w miłości, która tak boli ..
|
|
 |
nie wiedział, że jego delikatne pocałunki w mój kark, są dla mnie mordęgą. stada motyli, przewijające się gdzieś w okolicach mojego żołądka, doprowadzały mnie niemalże do katorżych omdleń.
|
|
 |
wystarczy, że zasnę, a już witasz mnie swoim cudownym uśmiechem. wystarczy, że otworzę oczy, a od razu znikasz. magia, nie sądzisz?
|
|
 |
wiesz jak bardzo boli to, kiedy strasznie bliska Ci osoba cierpi, a nie możesz nic na to poradzić, bo znajduje się od Ciebie ponad sześć godzin drogi? kiedy nie potrafisz pomóc, choć tak bardzo chcesz, a prawdopodobnie jedyną sensowną pomocą byłaby obecność przy Niej? kiedy chcesz razem z tą osobą milczeć, płakać, klnąć na wszystko dookoła, cokolwiek – a możesz jedynie wystukać kilka słów na klawiaturze komputera, komórki? ja wiem, więc proszę, szanuj to, że masz ważne Ci osoby koło siebie. kocham Cię, S.
|
|
 |
ta niesamowita swoboda, kiedy ubieramy ogromne koszulki mojego brata, nasze rozciągnięte spodnie od dresów i włączamy jakąś denną komedię romantyczną, kiedy roztrzepane i rozmazane pijemy wino prosto z butelki, rzucamy w siebie popcornem i palimy nasze ulubione cienkie papierosy, co chwila mówiąc ze łzami w oczach, że faceci zostali obdarzeni jedynie niesamowitym darem łamania serc. jak dobrze, że Cię mam, siostrzyczko.
|
|
 |
i zgasło słońce, bo nieba już nie ma.
|
|
 |
a moje uczucia już po prostu nie mają prawa głosu. rozum zdusił serce. ono poddało się na jakiś czas, aż do momentu, kiedy po jakimś roku zobaczyłam cię znowu. wtedy ono ożyło, wstało do walki i już nie odpuści. w końcu przekona rozum, że znaczysz dla mnie na prawdę dużo i że życie bez ciebie nigdy nie będzie tak szczęśliwe niż wtedy kiedy bylismy razem.
|
|
 |
bo czasem, kiedy mijam twoją dziewczyne, chciałabym zacząć mówić - tak specjalnie głośno, żeby usłyszała - jaki wspaniały byłeś dla mnie. czego ona nigdy nie dostanie, takich niepowtarzalnych chwil z toba, jakie przeżyłam ja. ale nie, nie pozwala mi na to możliwość ośmieszenia się przed tobą. bo przecież ja już nic do ciebie nie czuje, nie jesteś dla mnie w zadnym stopniu wazny. taak, taką wersję wykreowali moi bliscy.
|
|
 |
czy będziesz kochał mnie, w staniku rozmiaru 'be' ?
|
|
|
|