 |
smętna piosenka, rzęsisty deszcz podświetlany przez uliczną latarnię. roztrzęsiona wewnątrz, patrzyłam na wszystko pozornie obojętnym wzrokiem. nie zważając na coraz bardziej mokre włosy i wodę przelewającą się w butach, brnęłam pod wiatr w stronę domu. piosenka dobiegała końca a ja byłam coraz bliżej. w pewnym momencie wyszłam z poza zasięgu świateł i w zupełnej ciemności pokonywałam ostatnie metry. gdzieś w mojej głowie pojawiło się nieśmiałe marzenie, niewinna myśl, że może mimo wszystko on właśnie stoi pod bramą i czeka na mnie, aby powiedzieć to cholerne „przepraszam” albo po prostu przytulić. ostatnie nuty ucichły a ja otworzyłam zaciśnięte powieki i rozejrzałam się po ciemności. nic. żadnego kształtu, cienia, oddechu. jedynie pies podbiegł mnie przywitać, jako jedyny cieszący się z mojego powrotu. ostatnia nadzieja, że zrozumiał ulotniła się wraz z momentem, gdy kolejny raz przekroczyłam próg tego domu wariatów.
|
|
 |
lubię iść późnym wieczorem przez miasto, ze słuchawkami w uszach ignorować otaczający świat. nie słyszeć samochodów, krzyków ludzi, przekleństw zza przystanku, szumu wiatru. chociaż to tak cholernie głupie, podświadomie wyobrażam sobie, że jestem częścią tej muzyki, a ona jest mną. nikt nie jest mi wtedy potrzebny, za nikim nie tęsknię, do nikogo nie idę. patrząc w niebo lub prosto przed siebie, nie czuję nic poza może cieniem smutku i przygnębienia, czasem buntu. nic z tym nie robię, jedynie tak intensywnie wczuwam się w słowa, że nie zauważam jak zaczyna padać deszcz. aż w końcu moja droga się kończy, przekraczam bramę podwórka i chociaż ani razu nie pomyślałam o tobie – wiem, że jedyne co mogę robić to wspominać. wspominać przy naszych piosenkach.
|
|
 |
myślałam, że teraz już będzie pięknie. możesz zaśmiać mi się w twarz, możesz wyszydzić moją naiwność. możesz nawet wskazać na mnie palcem i krzyknąć „patrzcie ! to ta, która już nie potrafi kochać ! „. i wiesz ? będziesz mieć tą cholerną rację. po jednym razie, jakby ktoś mnie po prostu zablokował. śmieszne, nie ? jedna sercowa wpadka, jeden ogień, jedno sparzenie i po szansach na miłość. zauroczenia, może nawet coś ponad, czemu nie. naiwne nadzieje robione niczemu niewinnym osobom, to takie okropne. na pozór całą układankę burzy przeszłość, której nie można się pozbyć. nowej miłości zabrania ta, która dobrze się nie zaczynając, nigdy nie dobiegła końca.
|
|
 |
pewnej nocy w końcu przesadził. trafił do szpitala, kilka godzin był w reanimacji, później przeniesiony został na oddział intensywnej terapii. następnego dnia wciąż nieprzytomny. pozwolono wpuścić do niego jego narzeczoną. z podpuchniętymi oczami i raną na wardze weszła do sali numer 113, powoli siadając przy jego łóżku. ujęła jego bezwładną rękę i przytuliła do twarzy. przymknęła powieki i nagle przed oczami przewinęły jej się setki obrazów. on-zalany w trupa, zaćpany, wciąż podnoszący głos, niekiedy ręce, niszczący talerze, rzucający w nią czym popadnie, w napadzie wściekłości wyzywający własną matkę. spojrzała na niego, teraz śpiącego niewinnie jak dziecko i wstała, niesiona impulsem. „Niszczysz nie tylko siebie,Kochanie. Niszczysz wszystko i wszystkich wokół. Nie zasłużyliśmy na to..”- szepnęła i po chwili wahanie odłączyła od niego przyrząd wspomagający oddychanie. nierówny wykres po chwili zmienił się w linię ciągłą. z chłodem w sercu, wyszła, starannie zamykając za sobą drzwi.
|
|
 |
stawiam mały krok, ale Ty robisz to co zwykle. nie zdążam dosunąć jednej stopy do drugiej, a już stoisz plecami do mnie. nie chcę być ignorowana, nie chcę żebyś udawał, że mnie tu nie ma i chociaż prawie krzyczę Ci do ucha, Ty udajesz, że nie słyszysz. stoimy obok siebie, ale jakby coś między nami było, coś co odgradza jedne uczucia od drugich, coś co w ogóle nas niszczy, ale ja nie mogę być słaba, nie mogę się poddać i pozwolić Ci odejść, bo jesteś wszystkim, wszystkim co w tej parodii życia mam.
|
|
 |
Poszedłem na górkę, z której zawsze zjeżdżaliśmy na sankach. Było tam pełno dzieci. Patrzyłem, jak zjeżdżają, robiąc skoki i ścigając się. I pomyślałem sobie, że te wszystkie małe dzieci kiedyś dorosną. Że kiedyś będą robiły to, co my robimy teraz. Że kiedyś kogoś pocałują. Ale teraz zjeżdżają na sankach. To byłoby cudowne, gdyby można było tylko zjeżdżać na sankach , ale niestety nie da się.
|
|
 |
Tylko wtedy dam sobie radę,
kiedy Ty będziesz ze mną tak naprawdę do końca.
|
|
 |
Chcę się z Tobą spotykać. Chcę jak kiedyś spędzać z Tobą wieczory na długich spacerach i jeszcze dłuższych rozmowach, na patrzeniu sobie w oczy i odnajdywaniu magii. Chcę mieć z Tobą romans. Chcę spędzać z Tobą upojne noce, kiedy to będziesz mnie rozbierał najpierw wzrokiem, a później rękoma. Chcę być Twoją ukochaną dziewczyną. Chcę sprawić, że oszalejesz i będziesz pragnął tylko mnie. Chcę być Twoją narzeczoną – właśnie tą kobietą, która będzie tą jedną jedyną, najważniejszą. Chcę być Twoją żoną. Chcę nosić Twoje nazwisko i być Twoim dopełnieniem. Chcę mieć z Tobą dzieci, najpiękniejsze istotki, które byłyby najwspanialszym owocem naszej miłości. Chcę być przy Tobie, z Tobą, obok Ciebie, już na zawsze. Po prostu chcę Ciebie, bo to Ciebie kocham. / napisana
|
|
 |
Jeśli przyjdzie nam się spotkać jeszcze raz, proszę, powiedz, żebym odeszła. Twoje pojawienie się rozbudzi tę nadzieję, którą zgasiłam nocami przelanych łez. Nie próbuj jej zapalać jeśli nie kochasz. Nie próbuj kłamać, bo choć będę wiedziała, że to nieprawda, uwierzę Ci. Wiesz czemu? Bo oddałabym wszystkie moje pieprzone anioły, żeby z Tobą móc przeżyć następny dzień.
|
|
 |
Według mnie śmierć to coś więcej niż umieranie, śmierć to utrata czegoś, czego już nigdy się nie znajdzie, to słowa, które już raz się rzekło, krzywda, której nikt już nie naprawi. To koniec dzielenia się miłością...
|
|
 |
To był ten moment, kiedy czułam cały świat
A cały świat zapomniał o mnie
To był ten moment, kiedy byłeś blisko tak
Tak blisko jak gasnący płomień..
|
|
 |
Kiedy późną nocą odwoziłeś mnie do domu, a później znikałeś gdzieś w mroku na kilka kolejnych dni, nie sądziłam, że to coś złego. Po prostu myślałam, że tak musi być, że musimy poradzić sobie z każdą przeciwnością losu jaka staje nam na drodze. Ja chciałam być przy Tobie niezależnie od tego, co się wydarzy. Pragnęłam trwać z Tobą na dobre i na złe, bo zawsze wracałeś i zapewniałeś, że tylko mnie pragniesz, bo jestem najlepsza. Jednak nadeszła chwila kiedy musiałam wracać sama bo zabrakło dla mnie miejsca w Twoim życiu. Zamknąłeś za mną drzwi mojego samochodu mówiąc 'jedź' i zniknąłeś bez zamiaru powrotu. Już wtedy poczułam, że w środku mnie zaczyna coś umierać, a wszystko po drodze mówiło, że czas się pożegnać.Nigdy nie chciałam dla nas takiego zakończenia, nie chciałam aby Bóg tak szybko wykradł Cię z mojego życia. Ale proszę Cię, Ty musisz ciągle pamiętać, że ja jestem i będę czekać, bo zawsze byłam tylko Twoja, a moje serce zostało u Ciebie i czeka, aż zaczniesz je kochać. /napisana
|
|
|
|