pewnej nocy w końcu przesadził. trafił do szpitala, kilka godzin był w reanimacji, później przeniesiony został na oddział intensywnej terapii. następnego dnia wciąż nieprzytomny. pozwolono wpuścić do niego jego narzeczoną. z podpuchniętymi oczami i raną na wardze weszła do sali numer 113, powoli siadając przy jego łóżku. ujęła jego bezwładną rękę i przytuliła do twarzy. przymknęła powieki i nagle przed oczami przewinęły jej się setki obrazów. on-zalany w trupa, zaćpany, wciąż podnoszący głos, niekiedy ręce, niszczący talerze, rzucający w nią czym popadnie, w napadzie wściekłości wyzywający własną matkę. spojrzała na niego, teraz śpiącego niewinnie jak dziecko i wstała, niesiona impulsem. „Niszczysz nie tylko siebie,Kochanie. Niszczysz wszystko i wszystkich wokół. Nie zasłużyliśmy na to..”- szepnęła i po chwili wahanie odłączyła od niego przyrząd wspomagający oddychanie. nierówny wykres po chwili zmienił się w linię ciągłą. z chłodem w sercu, wyszła, starannie zamykając za sobą drzwi.
|