 |
wybiegł za mną zostawiając głośną muzykę, panienki do zaliczenia, alkohol, znajomych. wyciągnął mi z ust papierosa, którego w pośpiechu odpaliłam. - po pierwsze, kurwa, jeszcze jedna fajka, to się zajebię ze świadomością, że jest moją winą. - chwycił mój nadgarstek patrząc z żalem, przełknął ślinę. - po drugie, do chuja, co to za taktyka? szukamy idealnego sposobu jak spierdolić wszystko, jak postąpić, żeby za kilka lat najmocniej żałować? niefajne, bosko nieciekawe. - wzięłam głęboki oddech, próbując się oddalić. - pogadamy na trzeźwo. - wydobyłam w końcu z siebie, na co pokręcił głową. - może pierdolę od rzeczy, zapewne nic mi się nie składa, no bywa. znasz mnie, żaden romantyk. kocham Cię. po jednym piwie, trzech, dziesięciu. na trzeźwo.
|
|
 |
program antywirusowy do serca, proszę.
|
|
 |
zabrał mnie ze sobą, choć wiedział, że powinnam iść w przeciwną stronę. odciągnął od marzeń, pasji, ulubionych smaków, książek, filmów, przyzwyczajeń. zabrał mnie do swojego świata, gdzie w powietrzu kłębiła się woń spalanego tytoniu, a po kątach walali się zapici goście. nie chciał, lecz nieugięcie we łzach dalej prosiłam o Jego obecność.
|
|
 |
karcące spojrzenie nauczycieli, urywane wzdychania rodziców, oraz reszty rodziny. zapewnienia, że tak tylko zniszczę sobie życie i przypuszczenia, iż się pogubiłam. zapewne woleliby jakiegoś poukładanego faceta, który ogarnie mnie już na początku vixy, po czym do samego końca bezustannie będzie zabierał mi każdego szluga, czy piwo, jakie wpadną mi w ręce. moje serce? może uzależniło się od nikotyny, może od silnej woni Jego perfum - bez różnicy. był fundamentem na którym budowałam życie.
|
|
 |
- pokaż. - polecił wyjmując mi z rąk stary album, kiedy właśnie układałam go, wraz z pozostałymi w szafce. wstałam z podłogi, a kiedy otwierał pierwszą stronę umiejscowiłam się na łóżku tuż za Nim, opierając bez słowa policzek o Jego szerokie plecy. - kto to? - zagadnął, jakby nieobecny, wskazując na jedną z pożółkłych fotografii. zadawał kolejne pytania, a ja automatycznie odpowiadałam, wplatając pomiędzy imiona i korzenie rodzinne, krótkie historie. w końcu przerwał tą rutynę. - chciałbym mieć coś takiego. jakąś pamiątkę, po babci, dziadku, i innych. - nie odpowiadałam czując jak bierze głęboki oddech, co było oznaką, iż nie skończył. - um, kicia, obiecaj mi, że za kilkanaście lat to ze swoim dzieciakiem będę tak siedział, omawiał zdjęcia, a gdy wskaże na Twoje pytając, co to za piękność, zaśmieję się, mówiąc, że jego mama. moja żona.
|
|
 |
nieistotny był czas, którego zabrakło. czas, który skończył się tak szybko, przeminął z kolejnym podmuchem jesiennego wiatru - nasz czas. piękne było to, że przez ten krótki moment, kochał mnie, że cień, który od dzieciaka podążał za moją osobą i pilnował na każdym kroku, w tamtej chwili zapomniał o całym świecie łącząc się z szarą plamą za Jego plecami. byliśmy razem, ot tak, splatając ze sobą nasze chaotyczne oddechy.
|
|
 |
rok temu, kupując przed bramą cmentarną znicz i zapałki, otulałam się mocniej kurtką i powstrzymywałam łzy cisnące się do oczu. dochodząc do grobu kumpla zaciskałam dłonie, w myślach wytykając Bogu, że zabrał do siebie człowieka, który miał kawał życia przed sobą. patrzyłam, jak On tam siedzi, chowa twarz, a orientując się, że jestem tuż obok szepcze pod nosem cholerne 'młoda, wiesz, że to ja powinienem tam zginąć?'.
|
|
 |
nauczycielka przewróciła na kolejną kartkę podręcznika. - teraz pytanie. czym jest miłość? pokażcie mi. - podjęła, po czym Jej powieki mimowolnie skurczyły się w wąskie otwory, a wzrok padał idealnie za mnie. odwróciłam się. wskazywał na moją osobę. - nic do Ciebie nie dociera! co od Niej chcesz?! - wykrzyknęła babka, a On prychnął tylko pod nosem, odsunął głośno krzesło i podszedł do mnie. - no problem. skoro tak, pokażę inaczej. - obdarzył katechetkę szerokim uśmiechem, przytykając swoje wargi do moich.
|
|
 |
te wieczory, kiedy ratowało mnie jedynie zarzucenie Chady w głośnikach, pomieszane z odpaleniem fajki. odreagowanie, gdy siedziałam opierając się o tył łóżka, zagryzając wargi i hamując płacz. myśl, że w chuju mnie ma - idealnie bawiąc się na którejś z imprez, wlewa do gardła kolejną kolejkę czystej i wyrywa następną, naiwną panienkę.
|
|
 |
dym z papierosa zakrył Jego uśmiech. spojrzenie mówiło, jak cierpi.
|
|
 |
On nie rozumiał matematyki, ja - Jego osoby. z czasem nauczyłam Go, jak wyłącza się czynnik spod pierwiastka, dodaje potęgi, wylicza kąt wpisany. On? nauczył mnie kochać.
|
|
 |
tyrytyty, 3000 wpisów - to też Wasza zasługa, dziękóweczka za wytrwałość w czytaniu! ♥
|
|
|
|