Być obojętnym. Bez duszy i serca. Obojętnie się budzić i z taką samą wyuzdaną obojętnością zasypiać. Nosić ja w sercu, jednocześnie serca nie posiadając. Taka abstrakcja. Nikogo nie całować. Nikomu nie pozwalać się kochać. Tylko oddychać i trwać.
Jaki jest rozmiar tęsknoty, jak głęboko trzeba się w niej zanurzyć, by przestać krzyczeć? Przytulić się do jej dna. Wtedy nie czujesz wypychania na powierzchnię bólu.
Otwórz mnie. Rozepnij. Weź mnie. Nie tak delikatnie, tylko z siłą taką, co boli. Weź mnie. Nie tak powoli. Rozerwij. Niech się coś dziać zacznie. Wedrzyj się i tam zostań.