|
rozdrapuję stare rany, tak, jak zdrapuje się skórę z przedramion. do krwi. / smacker_
|
|
|
mogę ci obiecać, tak jak zawsze, że jutro znowu wyjdę, pokażę, że daję sobie radę, fałszywie się uśmiechnę i skłamię, że wszystko jest w porządku. tak jak codziennie, każdego cholernego dnia odkąd cię nie ma. / smacker_
|
|
|
nie zapominaj tylko, że gdzieś tu nadal żyję. a póki żyję to czekam, wciąż na to samo. / smacker_
|
|
|
pytasz skąd wzięłam siłę na obicie ryja przeznaczeniu ? ukradłam ci ją. wyszarpałam z rąk. pozbawiłam cię jej siłą, zmieniając wszystko na zawsze. teraz to ty cierpisz, a ja w końcu mogę opuścić gardę, z defensywy przejść w atak. nie przeżyjesz tego, obiecuję. / smacker_
|
|
|
kiedy następnym razem wejdziesz do mojego życia na sekundę, tylko po to by zrobić w nim burdel większy niż poprzednio i wyjść, pamiętaj, że za każdym razem jestem bliższa zatrzaśnięcia ci drzwi przed nosem. kiedyś będę już umiała. / smacker_
|
|
|
od ludzi odchodzi się szybko, łamie się serce raz, a dobrze. zostawiając kogoś powoli dajemy mu nadzieję, że jeszcze wrócimy, że to przejściowe. sprawiamy, że czeka na coś, co nie ma szans się wydarzyć. kto jak kto, ale on potrafił odchodzić. / smacker_
|
|
|
śmierć jest ciekawa. ma to do siebie, że nie możesz ani się z niej ucieszyć, ani jej żałować. niektórzy się jej boją. innych niesamowicie do niej ciągnie. śmierć to paradoksalnie najciekawsza część życia. / smacker_
|
|
|
nie lubię ludzi. bo ludzie zawodzą, kłamią i ranią. ludzie to skurwysyny, a skurwysynów nie da się lubić. / smacker_
|
|
|
stłamsiłam to uczucie. zepchnęłam na samo dno mnie. przykryłam sztucznym uśmiechem i gniewem. mam wrażenie, że dojrzało, dorosło. przecież zakwitło we mnie już tak dawno. nie chce się jednak wyprowadzić. nie ma domu w twoim sercu. jest uzależnione ode mnie. jeśli je wyrzucę- zmarznie, umrze. wiem, że tak byłoby najlepiej, ale musi tam być, bez niego zostaje we mnie tylko złość, nic więcej. ciemność, przepełniona goryczą. bezsens. / smacker_
|
|
|
|