|
Poproszę dziś Boga o sen, o śmierć, może skoro nie ma dla mnie szczęścia, ma nieskończony sen. Proszę, Boże, chciałbym już nie czuć, nie myśleć. Amen
|
|
|
W podziemiu dnia, koszmary, na powierzchni pustka, nie mam gdzie pójść, żadnych znaków, żadnego sensu
|
|
|
zamykam oczy i żadnej różnicy...
|
|
|
Proszę, niech ktoś przyjdzie i po prostu mnie zabije. Nie chcę już dalej tego...
|
|
|
Błąkam się między widokami nieba, gdzieś między drzewami i blokami, uśmiecham się do muzyki w uszach i szumu w głowie po tych trzech piwach ale nie ucieknę, cierpieniem doganiają mnie myśli o Tobie.
|
|
|
Myślałem, że to powiesz, że może coś obiecasz i dałbym radę, zacisnął pieści i szedł z uśmiechem lecz na oparach nadziei jechałem już tydzień temu. Został wrak, nic już nie byłem Ci w stanie dać bo nie zostało we mnie nic. Może kiedyś, może będziemy mogli od nowa kiedy załatwimy co musimy załatwić, może spotkaliśmy się nie tylko za późno ale i za wcześnie.
|
|
|
Nie dałem rady, tak po prostu, to dla mnie za wiele, kochać kogoś kto mieszka z kimś innym. Nie róbcie tego...
|
|
|
Spojrzałem właśnie w lustro i spróbowałem się uśmiechnąć. Całkiem nieźle, uwierzą, wszyscy uwierzą, że żyję.
|
|
|
Musiałem. Musiałem napisać prawdę a teraz czekam co odpowiesz. Pewnie coś co mnie zniszczy do końca, ale będzie koniec, będzie wytchnienie, ratunek od bólu. Gdzieś z tyłu nadzieja okłamuje mnie, że nie jestem tylko dodatkiem do twojego nieudanego życia i wybierzesz mnie. Wiemy jednak, jaka jest prawda. Byłem tylko duchem szepczącym Ci miłe słowa gdy ja zbyt boleśnie pokochałem. Żegnaj.
|
|
|
jakoś mało szczęścia w tym szczęściu
|
|
|
Nie ucieknę przed prawdą. Dogoni mnie choćby przed snem i zadźga kiedy będę leżał w łóżku, w pułapce ciemności, kiedy rozbiorę się z kłamstw, odłożę głupie nadzieje, zupełnie bezbronny, bez ochronnych zaklęć, skleconych z pustych frazesów motywacyjnych. Chciałbym umrzeć szybko ale prawda porozcina mi żyły, pokłuje tors i będzie patrzeć jak wiję się z boku na bok, szukając ulgi w snach, na konwulsje rozpaczy gdy nie znajdę ucieczki. Będzie siedziała nade mną aż wycisnę ostanie łzy i przyznam jej rację. A potem odejdzie zostawiając martwe oczy wpatrzone w mrok albo mrok wpatrzony przez oczy.
|
|
|
Dlaczego to sobie robimy, dlaczego nie potrafimy odpuścić? Zamiast w końcu się pożegnać wpadamy sobie w ramiona, jesteśmy przez chwilę bliżej niż kiedykolwiek i oddalamy się od rozsądku. Czujemy jeszcze więcej aby bolało jeszcze bardziej.
|
|
|
|