 |
od pewnego czasu zamiast Ciebie, w moich żyłach płynie wódka.
|
|
 |
uwielbiam weekendy, spotkania z najukochańszymi ludźmi na świecie, masa śmiechu, zwierzenia przy kolejnych litrach alkoholu wlewającego się do kieliszków. pomaganie osobom mniej trzeźwym ode mnie dotrzeć do domu. wspólne pieczenie kiełbasek i dziele się nimi z każdym, tak że Tobie nic po potem nie zostaje. mimo wszystkich sprzeczek, kłótni, niedomówień ... nie zamieniłabym ich na nikogo innego
|
|
 |
|
Skłamałabym twierdząc, że o nim nie myślę. Myślę. Czasami są takie dni, gdy jest w każdej godzinie, i takie godziny, gdy jest w każdej minucie.
|
|
 |
w liście do Mikołaja proszę już tylko o spadnięcie śniegu, magię, ogromną choinkę i srebrne bombki, bo zdycham na widok całego czerwonego drzewka. nieodparte wrażenie, że Święty w całym zabieganiu niechcący wypuścił Go z worka, a ten wariat wpadł wprost do mojego serca, za co, zamiast zgłosić odnalezienie zguby i zwrócić do odpowiedniego miejsca, mimowolnie się zrewanżowałam. tak jakby, tym samym. sobą.
|
|
 |
wiesz.. najgorsza jest świadomość, że nie potrafimy kierować sobą. że tego już dawno nie ma, nie ma tej siły by wykonać krok, który byśmy chcieli.. teraz, jesteśmy podporządkowani własnym uczuciom, mimo wielkich chęci nie możemy zadecydować inaczej, nie jesteśmy w stanie przeciwstawić się własnemu sercu i tak po prostu jak kiedyś nakazać by przestało bić w rytm życia określonej osoby. cholernie mocno zadające ból uczucie, gdy brakuje siły aby w jednej chwili wstać, otrząsnąć się po wszystkich przykrych zdarzeniach i zakończyć to, co usiłuje nas zniszczyć.|nieracjonalnie
|
|
 |
możemy jeździć sobie ile wejdzie, na każdy temat. możemy popychać krzesła ze złości i odchodzić od stolika, by tylko nie siedzieć obok siebie. możemy robić do siebie głupie miny. pewnie, że możemy. tak, jest tak. przez chwilę, bo my bez siebie nie umiemy./ kszy
|
|
 |
choroba. coś na 'm'. najpierw odczuwasz lekkie trzepotanie w żołądku, potem organizm odmawia snu, mózg zaczyna funkcjonować z zacięciami. na koniec atakuje serce. kiedy zaproponowali mi leki, odmówiłam. posyłając Mu uśmiech, wiedziałam, że chcę to pogłębiać, chcę się w tym zatracać, chcę na to oszaleć. i mogę na to umrzeć.
|
|
 |
znajomy usiadł tuż obok zaczynając nawijkę. - słuchaj, bez ściem. odpowiadasz szczerze na pytania, zrozumiano? - skinęłam jedynie głową, wytężając słuch. - nie skończyło się zwykłym pożegnaniem? - rzucił na początek. - nie. - burknęłam zaciskając dłonie. - i po chuju nie wiem co zrobić. - dodałam, na co uśmiechnął się tylko, dając do zrozumienia, że zamierza dobić mnie jeszcze bardziej. - co czujesz? - wzruszyłam ramionami. nachylił się do mojego ucha. ostatni wydech, ostatnie słowa. - zależy Mu. cholernie Mu zależy.
|
|
 |
Desperate, I will crawl. Waiting for so long. No love, there is no love. /Breaking Benjamin
|
|
 |
Stał obok, jednak był tak bardzo nieobecny, przerażająco obojętny, daleki.. | nieracjonalnie
|
|
 |
nie da się zapomnieć z dnia na dzień. jeśli ci się udało, to znaczy, że nigdy ci nie zależało. jeśli zależało, to tylko wydaje ci się, że zapomniałeś. ale to wróci. zawsze wraca.
|
|
|
|