 |
nie mów, że kochasz, jeśli cała nasza 'miłość' ma trwać dwa miesiące. / notte.
|
|
 |
mam chodzić z napisem na czole ' weź mnie nie rań' , żebyś w końcu zrozumiał o co mi chodzi? / notte.
|
|
 |
upadłam po raz kolejny, powiedz - czujesz satysfakcję ? / notte.
|
|
 |
smak jego ust był nie do opisania. to w jaki sposób przytulał i całował, powodowało ciarki na moim ciele. napawałam się nim tak mocno, że czasem brakowało mi tchu. był kochany, romantyczny i słodki.. pozwalał mi chodzić w swoich koszulach i bluzach w których tonęłam. uwielbiałam jego styl, klasę i te śliczne dołeczki gdy się uśmiechał. ubóstawiałam jego czarne jak węgiel tęczówki - chciałam mieć go na wyłączność. co dzień, dawał mi miliony powodów, by uwielbiać go jeszcze bardziej. teraz wiem, że to wszystko było błędną iluzją, że on tak po prostu, ironicznie owinął mnie sobie wokół palca. czy żałuję? nie. raczej staram się, zapomnieć i liczyć na to, że nie tylko ja w tak głupi sposób musiałam cierpieć. / notte.
|
|
 |
ale może to na tym polega, że raniąc wszystkich wokół stawałam się silniejsza. bazując na upadkach innych, wznosiłam się na szczyty nienawiści. i nawet przez jakiś czas podobało mi się to. nie musiałam cierpieć i myśleć o nim. nie musiałam zagłębiać się w to, czy on choć przez chwilę o mnie pomyślał. byłam suką bez uczuć, choć w głębi serca miałam ochotę zanieść się płaczem jak małe dziecko. / notte.
|
|
 |
jest tak jak wcześniej. nie zmieniło się nic oprócz tego, że życie jest do bani, mam jedynkę z matematyki, kłócę się z matką, ojciec nie daje znaków życia, nawet pies nie przychodzi, żeby mnie pozaczepiać, bo wie, że to i tak nie ma sensu. nie ma już jego. nie mam chęci do życia, ogólnie wszystko mi się wali, staram się mieć wyjebane, raniąc przy tym wszystkich wokół. tak naprawdę nie jestem sobą, uciekam od problemów i choć kolejny raz upadam na kolana stając się bezsilnna, nie poddaję się, bo wiem, że kiedyś wróci. / notte.
|
|
 |
pamiętam tamto zimowe popołudnie, kiedy podając mu dłoń przedstawiłam się i z uśmiechem na twarzy odeszłam na bok, widziałam kątem oka jak patrzy, jak swoim spojrzeniem próbuje jakby przywołać do siebie. po chwili z papierosem w ręku stał już obok, odważając się złamać barierę nieznania się każdym swoim słowem powodował uśmiech, chociaż przecież tak naprawdę znaliśmy się parę godzin, czułam, że jest coś, tak wspólnego, co łączy każdą z dusz. kilka miesięcy później, to z jego uśmiechem przy swoich ustach budziłam się każdego dnia, z jego cichym szeptem w głośnikach telefonu zasypiałam. to właśnie On, nawet ten minimalny ból usiłował dzielić na pół, przy okazji biorąc w ręce odpowiedzialność za moje życie, nigdy nie pocieszał słowami, zawsze doskonale wiedział, że są nieistotne, tutaj wręcz nieważne, wystarczał jeden ruch. przyciągał do siebie i przytulając, likwidował strach przeszywający źrenice, momentami czując jego bicie serca przy swoim, ożywiał wszystko od wewnątrz. / endoftime
|
|
 |
być może zbyt rzadko każde z nas zdaje sobie sprawę z tego co posiada, nie zwracając uwagi na to, że prawdziwe szczęście mamy jakby na wyciągnięcie dłoni, trwając gdzieś obok tak niezauważalnie cierpimy. wciąż żyjąc przeszłością, stąpamy po niepewnym gruncie by dotrwać jutra, własne życie stawiając pod niewielkim znakiem zapytania, ten brak zaufania światu i świadomość, że już jutro może nas tu nie być, dzień w dzień przybija coraz silniej. / endoftime.
|
|
 |
jest tak samo, może tylko trochę smutno i nie mówisz dobranoc i nie mogę przez to usnąć.
|
|
 |
a jeśli kiedykolwiek pomyślisz, że warto się zakochać i oddać się pokusie, usiądź i poczekaj aż ci przejdzie. / notte.
|
|
 |
powiedział, że odchodzi. tak po prostu, niespodziewanie. wypowiadając te słowa, czułam jak ziemia usypuje mi się pod nogami. zadawałam pytanie dlaczego? dlaczego to tak szybko prysło. przecież kochał, obiecywał, że będzie zawsze, że nie zrani, nie zdradzi i nie okłamie. a teraz? teraz jestem sama. sama muszę uporać się z problemami. tak, nie radzę sobie i cholernie mi jego brakuje. brakuje mi jego głosu, ciepła i miłości, którą tak słodko okazywał. cholernie brakuje mi jego, czyli - mojego szczęścia. / notte.
|
|
 |
i wiesz, tu odległość nie ma najmniejszego znaczenia, chociaż każde z Nas doskonale wie, że nawet ten najkrótszy kilometr z setek innych, na co dzień odbiera całkowity sens, na kolejny oddech, na chęć trwanie w tym wszystkim, wciąż tak naprawdę nie znając podstaw tego na czym się stoi. kilometry, zamazujące w tle jakąkolwiek nadzieję na to, że w końcu kiedyś może być lepiej, że może ta granica, gdzieś pomiędzy jednym a drugim życiem wreszcie zniknie, realizując kolejno każde z marzeń, w coś co będzie bez zbędnych ale, pomimo bądź wbrew temu, coś co będzie na pewno. / endoftime.
|
|
|
|