 |
nie mam z Tobą o czym gadać dziś, gdy spotykamy się przypadkiem musimy iść. ukrywamy wciąż przed sobą sporo wad, przekroczyliśmy metę, nie ma co wracać na start. nie to, że ty czy ja wiemy jedno jest pewne wina jest niczyja. już się nie spijam i nie dobijam jak na złość i nie obchodzi mnie, czy jeszcze masz tam coś. zakończyło się to wszystko, choć chciałem to naprawić, kilka razy już byłem blisko. chyba lepiej, że jest tak jak teraz, kiwając sobie na odległość, naciągane siemasz. ciągle to siedzi we mnie, robi w głowie meksyk, nieszczęsny ja, do tej pory nie wiem czy jest jakiś sens w tym.
|
|
 |
to było nasze życie dzień w dzień, rok w rok. nie czuję sentymentów, powiem szczerze, wszystko przeleciało nam przez palce, może tak lepiej, wszystko chyba przez to skurwiałe życie.. mój przyjacielu byłeś mi na prawdę bliski, mój stary kumplu, przypomnij sobie mnie. nasze osiedla już nie są dla nas wszystkim..
|
|
 |
chciałbym jeszcze raz dotknąć z Tobą gwiazd i pogadać o tym wszystkim
|
|
 |
stałam sama na tym balkonie, w ręku trzymając papierosa, ostatniego zresztą, próbując złapać jak najwięcej buchów, jak najdłużej, żeby nikotyna rozeszła się po moich płucach i zabiła endorfiny nie pozwalające oddychać, bo Ty stałeś tam, za progiem, za firanką, pijany, stałeś w pokoju, byłeś na wyciągnięcie ręki, a ja nie mogłam nic zrobić. nie zrobiłam nic. przecież przejechałam całe miasto, zostawiłam go bez wahania, gdy ona powiedziała, że jesteś. stałam sama na tym balkonie, na tym dziewiątym piętrze, w ręku trzymając papierosa, myśląc, że jeden krok i to cierpienie się zakończy, wszystko minie, spadnę i już nigdy więcej nie będę musiała znosić jego pocałunków, dotyku, słyszeć jego śmiechu, ale też nigdy więcej nie zobaczyłabym Ciebie, mimo, że nie jesteś już mój, Twojego zgrabnego ciała, pięknych warg, błękitnych tęczówek. z dogasającym uzależnieniem weszłam do środka, ostatni raz zaciągając się Twoim zapachem, gdy minęliśmy się bez słowa. #1 /llykcincinu
|
|
 |
STAJESZ NA MOŚCIE A GŁOS MÓWI "SKACZ"
|
|
 |
Ty tego nie widzisz, mówisz, że potrzebuję pomocy, zbyt często tak jest i przez to jest tak, że choć bardzo tego chcę, Ty nie widzisz żadnych zmian, bo znów wybieram bycie sam na sam ze sobą i choć z Tobą, to jakbym szedł przez życie sam samotną drogą
|
|
 |
przechylaj lala czystą i gdzieś blisko siądź
|
|
 |
usiadłbym na ławce, lecz jeszcze ktoś się przysiądzie, a dziś do kontaktu z ludźmi nie dążę... dyskusja z głupcem, wolę obserwować jak wysycha pasta w niezakręconej tubce. znów chcę, czyżby? w niczym tak dobrze się nie odnajduję, jak w kryzysie, gdy atmosfera hardkoru jest gęsta jak kisiel.
|
|
 |
paranoje dziś mam, nie chcę być pomiędzy ludźmi, tak samo jak nie chcę być sam
|
|
 |
im jestem starszy tym rzadziej wesoły
|
|
 |
biorę jeden wdech, drugi wdech koi gniew, chyba nie jest źle, drugi wdech boli mniej, stoję na jednej z ulic gdzie miałem przytulić Cię i jak zawsze mnie budzi gdy mówisz ‘nie’, patrzę po ścianach w pokoju bez klamek. nie pamiętam co znowu zjebałem a rany na rękach są znowu niemałe
|
|
|
|