 |
mimowolne palpitacje na Twój widok. tak już jest. uczuć nie wymażę.
|
|
 |
codziennie wieczorem kładę się do łóżka. pachnę jak guma do żucia, na ciele orbit owocowa, na włosach miętowa. przykrywam się kołdrą, wtulam się w Twoją, dużą, czerwoną bluzę wypryskaną perfumami i skrupulatnie ogarniam treść esemesa na dobranoc, w którym zawarta jest przesadna ilość czułości. później zasypiam z uśmiechem na twarzy i przekonaniem, iż jestem w odpowiednim miejscu, o odpowiednim czasie.
|
|
 |
nie jest idealnym mężczyzną. nie jeździ na białym koniu, nie przynosi mi czerwonych róż. gdy zezłości się, zostawia mnie, odpycha, czasami palnie coś nieodpowiedniego, a ja płaczę. ale wiesz co. wolę pyskatego, niegrzecznego chłopca niż ciepłą kluchę, która nawet odpyskować nie potrafi.
|
|
 |
to nie jest tak , że dzisiaj chcesz jutro masz.
|
|
 |
Wciąż szukam ukojenia pośród kartek i wersów/ już starczy noży w plecach i sztyletów w sercu
|
|
 |
Nigdy nie dowiesz się, jak bardzo starałam się uśmiechać, kiedy czułam jak w środku rozpadam się na kawałki.
|
|
 |
Zależy mi na innych ludziach, tylko nie potrafię niekiedy ocenić kto przyjacielem,
a kto wrogiem. Poza tym mam silne zaburzenia pamięci i nie pojmuję,
dlaczego nagle inni przestają się do mnie odzywać.
|
|
 |
Znasz to uczucie, gdy osoba, którą kochasz robi Ci jakieś świństwo w najmniej oczekiwanym momencie? Gdy ból jaki Ci towarzyszy możesz porównać z połamaniem wszystkich kości? A Ty okłamujesz się, że będzie lepiej, gdy zdarzy się to pierwszy raz, mówisz sobie - każdy zasługuje na drugą szansę, gdy zdarzy się to po raz drugi na przekór wszystkim mówisz - do trzech razy sztuka, może w to nie wierzysz, ale próbujesz... Ale gdy zdarzy się to trzeci, i czwarty, i następny raz to już nie masz siły tego naprawiać ani tym bardziej usprawiedliwiać takiego a nie innego zachowania. Rezygnujesz, bo po prostu nie masz sily...
/ kajmell
|
|
 |
Boję się śmierci, bo jeśli nie ma nic po śmierci to chcę wykorzystać to życie co do reszty
|
|
 |
delikatnie podniósł mnie i posadził na kuchennym stole. jego czekoladowe tęczówki mieniły się wszystkimi kolorami tęczy, śmiały się. zaprezentował ząbki, swój firmowy, flirciarski uśmiech, nie miałam jak ugiąć kolan, przecież siedziałam. pocałował mnie delikatnie, poczułam lekki dotyk na prawym policzku, cudowne głaskanie. motylki zawirowały, serce waliło, jak by miało wyskoczyć. odsunęłam go od siebie, nie spodziewał się tego. spojrzałam, trochę z dystansu. -'kocham Cię'-wyszeptałam-'i będę, już na zawsze.'
|
|
 |
jestem jak drzewo. nie olbrzymie, a takie, które da radę jakoś przesadzić. jest z tym wielki kłopot, ale jednak jest to wykonalne. jutro zaczynam żyć od nowa, obawiam się tego bardziej niż trzy lata temu. wtedy byłam dzieckiem, dziś młodą kobietą. nowa szkoła, nowi znajomi, nowe otoczenie. przyjaciele Ci sami. On ten sam. kłopoty? prawdopodobnie takie jak w gimnazjum. tłum zawistnych dziewcząt próbujących zrobić mi krzywdę, za to, że zbieram najlepsze kąski. tyle, że dziś mam na to wszystko wyjebane, bo ambicje kierują mnie ku gwiazdom, a przyszłość planuję z jednym mężczyzną, nie potrzebni mi inni.
|
|
|
|