wbiłam się myślami po chamsku, bez dzień dobry i czy można, bez przepraszam do wymyślonego przez siebie świata filmu rodem z lat 50tych, gdzie gotując wymarzonemu panu X obiadek z uśmiechem na ustach witam go wycierając ręce w szmateczkę w krateczkę. on siada sobie z gazetką w fotelu, smali papierosa, na podnóżku ma nogi, a na nogach brązowe laczki. gdzieś po ogrodzie biegają nasze dzieci, którym zaraz, niczym Grażyna z Klanu, każę umyć ręce. wieczorem położę się do łóżka z wymarzonym panem X i oddaję mu się w milczeniu, tak jak przystaje kobiecie niewinnej. gdybym powiedziała 'nie' albo 'stęknęła' - pastor pewnie wygoniłby mnie z kościoła i spaliliby mnie na stosie jako niewdzięczną szmatę.
|