Ptaki zerwały się z gałęzi, lecą nie wiadomo gdzie z echem wystrzału, który odebrał życie. Coś padło między drzewami, opadło w zmrożone gałązki jagód. Jeszcze ciepłe ciało dyszy i czeka na śmierć zbliżającą się w buciorach. Zachłanne ręce pochwycą zaraz ciało by opróżnić je z krwi a ptaki krążą szukając bezpiecznych miejsc. Chmury odchodzą zabierając opary trujących oddechów. Gdzieś jest wiatr, który rozwieje wątpliwość, gdzieś słońce zaświecić tak bardzo aż zrobi się ciepło, a. życie zawoła płaczem noworodka, który przyszedł niszczyć, nie widzieć wystraszonych ptaków, przelatujących chmur nad pokoleniami.
|