Po prostu w coś brnę, dokądś gnam i nie rozpoznaję znaków ostrzegawczych. Tak bardzo pragnę, że nie rozpoznaję! Ktoś mi mówi "nie chcę, nie dbam, żartuję", a ja po prostu nie słucham, nie słyszę albo słyszę: "kocha, lubi, szanuje". Później pojawiam się w punkcie wyjścia, na jakiejś pustej stacji, zaryczana, pokaleczona, z bałaganem w sercu jak w tobołku u Cyganki i brnę w następne nieszczęście. Może za dużo bym chciała, za mocno!
|