Stała przed nim. Jej uśmiech był jak pierwsze promienie wschodzącego słońca, jak zapowiedź czegoś nowego i nieprzewidywalnego. Jak motyl, który sam z siebie przysiada na Twojej ręce, gdy ją ku niemu wyciągniesz. Jej oczy... Cóż, mógłby wpatrywać się w nie godzinami. Szczególnie, gdy widział w nich swoje odbicie. Jej wargi kusiły. Jak obietnica czegoś, czego nigdy nie zapomni.
Stała przed nim. A on dalej do końca nie wierzył, że w każdym momencie może podejść do niej, przytulić, pocałować. Nie wierzył, że nie odejdzie, że nie zniknie.
Nie wierzył i nie chciał wierzyć.”
Dopóki się o tym nie przekonała.
|