Wznoszę się,wysoko na wyżyny własnych emocji.W nicość,pustke i nieuznanie.Stoje nad ogromną przepaścią oddając swój kruchy los w ręce przypadku.Na plecach czuję wstyd,na policzkach wilgoć.Wszystko traci sens,boso na strzępkach sił idę przez ocean własnych strat,i pragnień.Spadam w dół,w otchłań.Jestem tchórzem,i to strasznym tchórzem,jestem sama bez emocji,czując niedosyt niespełnionych pragnień.Tak bardzo potrzebuję zrozumienia,pomocnej dłoni która mocno chwyci moją,i będzie mnie prowadzić przez życie,obojętnie gdzie,chce wreszcie znaleźć swoje miejsce.Swą przystań,która będzie niczym bunkier namiętności,mój eden,pełen miłości,Ciebie.Twoje usta,Twoje dłonie,chce by było to moje miejsce za wszelką cenę.Nawet jeśli szczęście miałoby zwiastować falę napływającego wciąż bólu,przetrwam wszystko,gniew zazdrość i nienawiść.Prosze,nie karm mnie obojętnością,nie teraz gdy potrzebuję pomocy,świadomości,że jesteś i nie zapomniałeś,zrozum obłęd bólu nie zniknął po Twoim odejściu/toboli1212
|