Jedność utraciła we mnie sens i dziś rozpada się na milion istot, czując, że wypaliłam swą nadzieję już do końca życia. Krew aortą dotrze do serca, które polemizując z mózgiem, co raz mniej zaczyna rozumieć jego nieme przekaźniki. Palce drżą, mocniej niż kiedyś, próbując rozpoznawać opuszkami kształty, jakie kiedyś uważały za cud podarowany od samej matki natury. Kontroluje każdy ruch, by nic nie powodowało łamiącego kości bólu, bo to on postawił moje życie na jednej karcie, którą z wielkim strachem boję się odwrócić. Upadam bezwładnym ciałem, rozpływając się w marzeniu, by moje bose stopy, ustały na otulonej rosą trawie, chociaż na jedną, krótką chwilę. Cicho szepcząc, przywołuje wspomnienia, które w tej chwili dokonują egzekucji na mojej malutkiej, słabej psychice. Łzy cisną się do oczu, by zaraz delikatnie spełznąć po zmarzniętych betonowym chłodem policzkach. W końcowym efekcie moje oczy dalej będą widzieć, lecz uwięziona w tej zagładzie będę widzieć najgorsze memu sercu obrazy.
|