Czasami miewam myśli, których się boję i nad którymi nie umiem zapanować. Nie mam na nie wpływu, żadnego. Nic. Zupełnie. Jakby one mogły decydować same za siebie i w dowolnym momencie wyżerać dziurę w twardej skorupie mojego mózgu. Staram się jak mogę oddzielić myśli od mózgu, żeby on nie mógł mi mówić takich strasznych rzeczy, żeby po prostu siedział cicho i odpowiadał za moje funkcje życiowe. Nic poza tym. Nie potrzebuję tego strasznego pisku i hałasu, gdy dobro walczy ze złem w mojej głowie albo, kiedy wspomnienia chcą, żebym myślała, że przeszłość można zmienić, że wystarczy tylko dużo płakać i złościć się na samą siebie. Chciałabym kiedyś, bez strachu i lęku, pozwolić sobie zajrzeć w głąb siebie. Nie bać się, że zobaczę coś, co wypali mi oczy albo usłyszeć coś, przez co ogłuchnę. Bo niektóre moje myśli są właśnie takie. Potrafią wszystko tak doszczętnie zniszczyć, tak jak zniszczyły mnie. /black-lips
|