Ledwo odciągają mnie we dwóch od chłopaka, który leży już nieprzytomny na skrawku trawy. Próbuję wyrwać się z ich mocnego uścisku, a Oni próbują mi coś tłumaczyć. Ich słowa? Nie dochodzą do mnie. W moich myślach jest tylko jedna rzeczy by zabić tego skurwysyna, który prawie odebrał życie mojego bratu. W okolicy nie ma nikogo - tylko ja z ziomkami i On. Walczyłem sam, a im nie pozwoliłem nawet go dotknąć. Wyśmiał mnie prosto w twarz, śmiał się z krzywdy mojego brata.. rodziny i przyjaciół. Nie wytrzymałem.. ten jeden cios zaczął wszystko. Nie wiem tak naprawdę jak.. ale wszystko poleciało tak szybko. Ocknąłem się dopiero gdy mnie odciągnęli siłą do samochodu. | dearmad
|