Wydaje mi się, że gdzieś po drodze do tego normalnego życia, które odebrałeś mi odchodząc, zgubiłam siebie. Nienawidzę się za to, że byłam na tyle słaba, żeby moje szczęście zależało od drugiego człowieka, tym bardziej takiego jak Ty.
Codziennie spoglądając w lustro cholernie nienawidzę tej osoby, na którą patrzę. Nie wytrzymuję sama ze sobą. Przez pewien czas okłamywałam się, że wiem czego chcę, że wszystko jest w porządku i że jestem szczęśliwa mimo wszystko. Że dam radę bo jestem silna. A ostatnio coś we mnie pękło. Nie ma wieczoru bez tego bólu, który jest nie do zniesienia.
Czasem siedzę i jestem o krok od tego, żeby spakować się i po prostu wyjść. Być jak najdalej od tego wszystkiego i obserwować jak znika Twój cień. Dziwię się, że moi bliscy ze mną wytrzymują. Chociaż już nie wszyscy. Niektórzy po prostu odeszli, bo nie wytrzymali tego, jaką osobą się stałam..
|