rozglądam się wokół...spoglądam w bezdenną przestrzeń, lecz nie jestem w stanie nic dostrzec poza dużym drewnianym zegarem wiszącym na śliwkowej ścianie, wytężam wzrok i nagle dociera do mnie, że już od dobrych kilki godzin siedzę na skrzypiącym łóżku trzymając przy tym w drżącej ręce paczkę żyletek...czuję jak po moich bladych, zmarzniętych policzkach spływają kryształowe łzy bezsilności, w których odbija się każda z naszych wspólnych chwil...dlatego błagam otwórz oczy, otwórz je i spójrz jak bardzo Cierpię bez kojącej zieleni Twoich tęczówek...
|