Sprawiał, że kawa każdego ranka smakowała inaczej. potrafił ze zwykłej upalnej niedzieli zrobić niezapomnianą niedzielę. na twarzy pojawiał się uśmiech nawet gdy z oczu płynęły łzy. jego usta idealnie łączyły się z moimi i mimo, że czasem jego dłoń gubiła się gdzieś pomiędzy moimi łopatkami, a pośladkami, sprawiał, że pragnęłam wciąż więcej i więcej. coś co kiedyś wydawało mi się niedorzeczne, nagle stało się czymś kojarzącym ze szczęściem. gdy ktoś pytał jak brzmi definicja szczęścia ja opisywałam go od ciemnych włosów, do malinowych ust. od podbródka do podbrzusza i od podbrzusza do samych stóp. od serca do mózgu, i od mózgu po same czubki duszy. potrafiłam nawet opisać jego conocne głośne oddychanie w taki sposób, że każda zapragnęła go mieć..
|