Właściwie prawie nic nie mówię, no bo o czym. Słucham uważnie, pytam, wchodzę w dialogi, ale nic mnie przecież nie dotyczy, chociaż dotyka. Komentuję tyle, ile trzeba, o ile nic mi nie przyćmiło osądu. Dopóki trzymam w środku zazdrość, kaleczę nią tylko siebie. I jest przecież dobrze wszystko, oddycham głęboko, w głowie zaledwie szelest, na głowie bałagan. Mrużymy oczy.
|