Unikałam tego słowa. nie nazywałam tego w żaden sposób. wielka, przerażająca i zadająca ból, z którym nie można było sobie od tak poradzić. nagłe zawroty serca, i brak jakiejkolwiek nadziei na ratunek. sięgnęłam w końcu po butelkę wysoko stojącą na szafce. wzięłam pierwszy łyk. drugi, trzeci i kolejny. z minutą na minutę ból tracił na sile. - samotność. tamowała mi radość i chęć do życia. chciałam umrzeć. ranek w końcu nastał, a ja nie widziałam żadnego innego rozwiązania. staczałam się. spadałam tam gdzie przebywali ci najsłabsi.
|