Wracałam od brata ciotecznego naćpana, potrąciłam kogoś, upadłam, pomógł mi wstać i praktycznie zaniósł do domu. kiedy się ocknęłam około 6/7rano, zobaczyłam go stojącego przy szafce, wkurwiony wywalał opakowania po aco. Potem kłótnia, która zabolała nas oboje, a jego chyba nawet bardziej... powiedzieliśmy sobie słowa, które raniły nie tylko nas wzjemnie, ale i nas samych... stęskniłam się za nim. za jego osobą... za nami i wspólnymi chwilami... a może po prostu stęskniłam się za bliskością? za motylkami w brzuchu? za tym wszystkim co mi dawał, ale nie za nim? bo ja już go chyba na pewno nie kocham...
|