To nic, że przy kolegach zgrywał twardziela bez uczuć. To nic, że zachowywał się jak brutal chory na znieczulice. Nie miało dla mnie znaczenia, że przy nich potrafił jedynie klepnąć w tyłek, udając że się nie znamy. Najważniejsze, że kiedy byliśmy sam na sam, mówił o miłość. Był najbardziej czułym i kochającym mężczyzna, jakiego kiedykolwiek było mi spotkać. Potrafił płakać, zarzekając się, że jak potwornie mnie kocha. Całować dajac mi tym samym poczucie bezpieczenstwa. Ważne było dla mnie to kim był naprawde a nie , to kogo udawał...
|