Dookoła szkarłat, rude plamy ściele. Tworzy dywan z tego, co nazwane zazdrością. Białe płatki róż rozsypane wokoło, a mówiłeś, że będzie tak wesoło. Czarno-szare chmury przykryły nasze słońce, niegdyś tak gorące, prawie, że parzące. Teraz nie ma nic. Ja w bieli, złożona do zbawienia. Ty w ciągłej ucieczce przed tym, co bolesne. Chociaż na wolności, siedzisz w niewoli własnych fobii. A zazdrość wyniszcza kolejną twoją miłość. I tak koło się toczy, Ty szalony, a Twa ofiara zniewolona.
|