W koszuli nocnej ledwo zakrywającej pośladki wyszła z psem na spacer. Założyła trampki i sweter mamy . Była 5 rano w niedzielę, więc nikogo nie powinno być jeszcze w parku. Zatrzymała się, by popatrzeć na staw. Wróciły wspomnienia, gdy codziennie wieczorem przychodziła tu z nim. Łzy zaczęła spływać po jej bladych policzkach. Puściła psa, by pobiegał, sama usiadła nad brzegiem. Wciąż nie mogła uwierzyć, że jego rzekomo wielka miłość, prysła z dnia na dzień. Tęskniła. Tęskniła za jego dotykiem, błękitnymi oczami i nieziemskimi ustami. /assiek
|