Rozwalał wszystko, nie zapomnę, gdy wkurwiony wszedł po pracy, nie odezwał się słowem. Po chwili, usłyszałam trzask, jego telefon rozbił się na milion kawałków. Wyjebał wszystko z zewnętrznej półki, tysiące szkieł i plastiku po jakiś brudnych kubkach leżało na podłodze. Uciekłam, najzwyczajniej w świecie spierdoliłam. Padał deszcz, ja bez kurtki, w kapciach czekałam pod blokiem. On jak w transie rozpierdalał wszystko na co pracował całe życie. Za chwilę usłyszałam krzyk "Daria wracaj, córeczko.." Stał, z jego ręki lała się krew strumieniami. Okno z drzwi rozpadło się na milion kawałków. Płakał. Zaczął mówić, że nie daje sobie rady, nie wytrzyma tego wszystkiego. Rozumiem go, moja cierpliwość też się kończy. Gdy przemywałam mu ranę przeprosił, próbował przytulić, ale szybko odsunęłam od siebie jego rękę. Udało mi się wykrztusić 'lecz się' i uciekłam do pokoju. Od tej pory nie odzywamy się do siebie.
|