schodziłam po meega długich schodach z walizką rozmiaru szafy, co chwila się potykałam, przygniatałam sobie nią nogę, no i w końcu zjawił się pożal się boże dżentelemen! "pomogę, mała" sypnął i wyrwał mi ją z rąk. i gdy wziął ją bez najmniejszego trudu na ręce, stwierdziłam, że albo ja jestem największą ciotą albo on moim ideałem.
|