Zapatrzeni w swoje oczy , źrenice przesłaniał cień. Znali prawdę ale wszystkie krzyki topili we mgle, nadal stali tam sami wokół nich same drzewa. Czuli nadal jakby dotykali nieba. Ciągle stali w tej kałuży dawała im szczęście. Topiąc się w miłości chcieli zaznać tego więcej. Strumień szeptu,nieme kroki w stronę światła. Opętani mrokiem cienie wtapiały się w asfalt. Spojrzenie ciszy,które mieszkało w ich sercach. Labirynt ich sumień prowadził do tego miejsca. Dotykając swoich dłoni nie czuli tego uczucia. Byli jak czarne cienie te topiące się w kałużach . Odbicie ich twarzy sprawiało że stali tam ciągle. Nie potrafili chwili tej zaliczyć do wspomnień. Chcieli spojrzeć w swoje oczy i zatopić się w milczeniu. Chociaż raz dotknąć warg nie ulegać przeznaczeniu.
|