Cholernie zależało mi, żeby pojechał ze mną na imprezę i poznał znajomych ze szkoły. Wymyślał, nigdzie nie jedzie. Wkurwiona nie odczytywałam ciągłych smsów. Telefon zaczął na okrągło wibrować. Odebrałam. - Szykuj się. Za pół godziny wbijamy po Ciebie. Spakuj potrzebne rzeczy i weź strój kąpielowy. Aha, starszym powiedz, że jedziesz spać do przyjaciółki, bo wracamy za 2 dni. - rozłączył się, a ja w ślimaczym tempie spakowałam ręcznik, szczoteczkę do zębów, bieliznę, kilka pierdół i ten pieprzony strój. Wsiadając nadal zła do samochodu, przywitałam się z kumplem i jego laską siedzącą z tyłu. - Mogę wiedzieć gdzie jedziemy? - Nad morze, taki spontan. - zaśmiał się. - Pojebało Cię? Teraz? - No a kiedy? Zdążymy na wschód słońca. Jeszcze niedawno ten skurwiel się ze mną kłócił, a teraz nawijał mi o jakimś wschodzie słońca, ale rzeczywiście, po 8h byliśmy na miejscu, a przy jego boku to był najpiękniejszy wschód, jaki kiedykolwiek widziałam. / ransiak.
|