wtorek wieczorem. pokłóciłam się z rodzicami. nie miałam ochoty słuchać ich kazań. widzieć Ciebie z tym pustakiem przez kilka godzin i tak już porządnie dało mi w kość. ubrałam trampki i zarzuciłam kurtkę. musiałam gdzieś wyjść, uspokoić się. śnieg charakterystycznie skrzypiał pod moimi nogami i wsypywał mi się do środka. uśmiechałam się sama do siebie, znów czułam się jak mała dziewczynka. kiedy ktoś nagle złapał mnie za rękę. zaczęłam krzyczeć, wtedy Ty zatkałeś mi usta pocałunkiem. wkurzona próbowałam się od Ciebie uwolnić, ale nie byłam na tyle silna. kopnęłam Cię w krok, a Ty momentalnie mnie puściłeś. powiedziałam - jeszcze raz spróbujesz to dostaniesz dwa razy mocniej. wracaj do swojego bezmózgowca gnojku. wtedy dopiero zauważyłam Twoje ledwo co widoczne źrenice. znów byłeś naćpany
|