Może to banalne, śmieszne dla wielu, ale jest mi cholernie smutno. Każdy dzień staje się udręką. Każdego dnia muszę śmiać się, wygłupiać, uśmiechać, rozmawiać, bo gdybym zapomniała o tych niby zwykłych czynnościach, inni zaczęliby zadawać pytania typu: 'co Ci jest?' ; 'co Ty taka
poważna?'. Nienawidzę takich pytań. Nie od Nich. Czuje się wtedy taka słaba, przegrana. Każde słowa wypowiedziane przez Nich - możliwe, że szczere - wydają mi się przesiąknięte litością, sarkazmem, czy szczęściem z powodu mojego cierpienia - cierpienia drugiego człowieka. Przewrażliwienie ? Nie sądzę. Przeświadczenie o własnej bezradności ? Tak, w jakimś tam stopniu, ale jednak. Myślenie o sobie, jak o kimś bezwartościowym, nic nie wartym, słabym, kruchym, gorszym ? Coś w tym jest.
|