Jej idealnie prosta linia, tworzyła przepiękne, pulchne, pąsowe usta, które błyszczały się od tysiąca blizn oraz delikatnych pocałunków, niczym milion gwiazd na zachmurzonym, majowym niebie.
W dezolacji zakątkach szukam zalążków nadziei, która da garść pozytywnych uczuć. Zreperuje mnie. Deszcz nieznaczących słów spada na moje pola psychiki. Pustka. Wspomnienia unoszą się, niczym gęsta mgła. Zapada cisza. Rozwiewa się życie. Czas przestaje istnieć. Upadam. Nie ma niczego.
Powietrze zmieniło smak. Strach stał się przyjemniejszy. Lęk prysł, niczym zły czar. Ból stał się ukojeniem. Podłogi zaczynały się kruszyć. Brakowało tlenu. Było wspaniale. Wszystko się kończyło. W oddali było słuchać tylko cicho łkanie o pomoc.