I na myśl o jego zawadiackim uśmiechu,cudownych migdałowych oczach koloru brązowego,idealnie wymodelowanej sylwetce nie przechodziły ją już dreszcze, motylki też jakoś zasnęły w jej brzuchu nie budziły się już do lotu na dźwięk jego imienia. Serce przestało współpracować,nie kołatało już jak zwariowanie gdy tylko słyszała zbliżające się kroki,wiedząc że to on. Wczuwając się w męski,cudowny,skropiony drogimi perfumami zapach oczy samowolnie się nie zamykały,a płuca nie chciały nim się wypełniać. Wkradła się w jej życie obojętność i akceptacja tego,że wszystko się kiedyś kończy. Nawet tęsknota ma swój własny kres. Nawet miłość kiedyś gaśnie,zapomniana , zakopana pod setkami bolących wspomnień./ poetkazprzypadku
|