Jeszcze nasycam się powietrzem
oddechy przenajświętsze karmią serce przez nos
później, późnym popołudniem gdy cienie będą dłuższe i smutniejsze niż są
później, przeczuwam to podskórnie...
wszystko nagle utnie się
przemieli na proch.
Nasze ramiona polne ślimaki
Pławią się w stawie przytulania
Nasze dłonie niedzielne chojraki
Dojrzewają w centrum dotykania
Nasze usta z tortu tortury
Wiśnieją ranem od zacałowania
Niewyraźne oczu trójkąty
Donkiszocieją od niezamykania