|
cynamoon.moblo.pl
czuję jakbym cofnęła się w czasie jakby znowu to wszystko do mnie wróciło. kolejny raz słyszę kłótnie rodziców gdy zamknięci w sypialni myślą że ich nie słychać. k
|
|
|
czuję jakbym cofnęła się w czasie, jakby znowu to wszystko do mnie wróciło. kolejny raz słyszę kłótnie rodziców, gdy zamknięci w sypialni, myślą, że ich nie słychać. kolejny raz patrzę na łzy mamy ocierane ukradkiem, gdy mijam ją wchodząc do domu. kolejny raz zaciskam pięści, bo mam ochotę udusić własnego ojca za całe to zło, które nam wyrządził. nie wiem jakich słów użyć, by uświadomić rodzicielce, że czas to zakończyć. nie wiem co zrobić, by schronić ją przed cierpieniem, które zadaje jej mężczyzna, którego kocha. uczucie bezsilności ponownie wypełnia moje ciało, nie mogę nic zrobić, tylko patrzeć jak Ona znowu z dnia na dzień znika.
|
|
|
pamiętasz co Ci mówiłam? pamiętasz jak pytałam, czy będziesz w stanie zapewnić mnie, że on już nigdy Cię nie zrani, że nie będę musiała patrzeć na Twoje łzy? dlaczego mnie nie posłuchasz, dlaczego nie zakończysz tej farsy, która jeszcze kilka lat temu prawie doprowadziła Cię do depresji? przecież on nie jest tego wart, nie zasługuję choć w minimalnym stopniu na Twoje poświecenie, na Twoje wybaczenie, na Twoją miłość, mamo. wiesz, że pomogę Ci przez to przejść, tylko musisz odważyć się na ten pierwszy ruch, na rewolucję, która wreszcie odmieni nasze życie. jestem tutaj, razem damy radę, tylko proszę, spróbuj.
|
|
|
'wiesz, ze Cię kocham?' - zapytałeś, gdy przytulona do Twoje torsu walczyłam z narastającą falą senności. zbyt dużo alkoholu, zbyt dużo wrażeń, zbyt dużo myśli krzątających się w głowie. zmuszając się do podniesienia głowy spojrzałam w Twoje grafitowe tęczówki i szepcząc cicho: 'ja Ciebie też', ponownie opadłam z sił. wszystko odczuwałam sto razy mocniej, wszystko wydawało się ostrzejsze, głośniejsze. słyszałam Twój oddech, czułam jak splatasz nasze dłonie i całujesz każdy kłykieć po kolei. 'chcę wiedzieć, czy wiesz' - drążyłeś uparcie a ja pod wpływem impulsu pokiwałam przecząco głową. 'kocham Cię najmocniej na świecie, słyszysz?' - słowa te przesiąknięte były taką mocną, która sprawiła, że moje oczy momentalnie się otworzyły. poczułam dreszcze wędrujące po całym ciele i przyspieszające serce, które jeszcze przed sekundą biło miarowo i cichutko. po raz pierwszy zabrakło mi słów, po raz pierwszy nie wiedziałam co zrobić, byś wiedział, że kocham Cię równie mocno.
|
|
|
właściwie, to chciałabym coś wyjaśnić. coś co od pewnego czasu ukrywałam przed całym światem. przyszedł czas by skończyć z kłamstwami, z sekretami, z tą całą iluzją. daj mi rękę i spójrz uważnie w moje oczy. to w nich ukryłam duszę, w nich zamknęłam wszystkie swoje uczucia. stoję przed Tobą naga, obdarta z jakichkolwiek pozorów i chcę być poznał prawdziwą mnie. pokażę Ci blizny, które każdego dnia zostawiali bliscy mi ludzie, pokaże szpetne szramy zdobiące brzuch, z których niedawno spływała nasączona bólem krew, pokażę serce bijące tylko i wyłącznie dzięki Twojej pomocy. uwierz, że nie mam już siły na ucieczkę, zbyt wiele razy raniłam tym siebie i innych. chcę byś zapewnił mi schronienie, by Twoje ramiona stały się azylem, który gdy tylko zajdzie taka potrzeba, ukryje mnie przed światem, chcę byś kochał tak mocno jak ja. a jeśli tylko stwierdzisz, że wymagam zbyt wiele, powiedz słowo, a odejdę. pozwolę Ci być szczęśliwym, bo teraz to jest moim priorytetem.
|
|
|
robiłam wszystko, byleby tylko tego nie czuć. wtapiałam paznokcie w posiniałe już łydki, zagryzłam najmocniej jak potrafiłam wargi, podkurczałam kolana i obejmując je dłońmi powtarzałam uparcie, że za kilka godzin zacznie się dzień i nieznośnie myśli odejdą. miałam wrażenie, że umrę z nadmiaru bólu, strachu, z nadmiaru rozczarowania. każda kolejna łza opowiadała inną historię, pokazywała inny rodzaj bólu, każda miała inne znaczenie. a gdy w końcu pojawił się wyczekiwany sen przywitałam go z uśmiechem. na kilka godzin zabrał mnie do miejsc, gdzie chciałam być, gdzie wszystko szło po mojej myśli.
|
|
|
na pozór jestem silną dziewczyną, idącą pewnie przed siebie, patrzącą trzeźwo na wszystko wokół. makijaż potrafi zdziałać cuda. to jak druga twarz, maska, która ukrywa podkrążone oczy, bladą cerę, wszelkie oznaki zarwanych nocek. nauczyłam się uśmiechać wtedy, gdy tego oczekują, śmiać, gdy jest to wymagane. wystarczy jednak zajrzeć głębiej, przyjrzeć się dokładnie. da się zauważyć smutek, który kryje się w oczach, przyćmiewa doszczętnie ich blask, iskierki, które niegdyś się tliły. przychodząc do domu związuje zniszczone włosy, ściągam maskę i znowu jestem szarą, bezbronną dziewczynką, która straciła wiarę w siebie. znowu nie radzę sobie z nawarstwiającymi się plotkami, z kompleksami i z własną sobą. nie tamuję łez, krzyku, nie ukrywam szpetnych blizn, zdobiących ramiona. znowu jestem tym szarym kaczątkiem, bez krzty wiary w siebie.
|
|
|
najgorsze są momenty, gdy zostaję sama ze sobą, gdy nocą nie mogę zasnąć, bo myśli kłębiące się w głowie stają się natrętne jak nigdy. nie mam jak się bronić, jak uciec. osaczona, w końcu poddaje się i pękają wszystkie bariery. każdy kawałek ciała wypełniony tęsknotą zaczyna uwierać, każde miejsce, które niegdyś dotykałeś, parzy niemiłosiernie. a serce? najpierw zaczyna walić jak oszalałe, próbuje wyrwać się z więzienia, które samo sobie stworzyło, a na końcu, gdy widzi, że nie ma szans, że jest na przegranej pozycji, po prostu się zatrzymuje. wtedy dociera do mnie, że ja, tak jak i ono, przegrałam. stałam się Twoją niewolnicą, będącą w stanie zrobić wszystko, by na moment mieć Cię przy sobie. ciało drży, oczy wypełnione łzami patrzą szeroko w ciemność i słyszę jedynie głośne dyszenie. umieram od środka, kolejny raz z kolei.
|
|
|
ja naprawdę potrzebuję czasu. to za wcześnie, za szybko. nadal jestem dzieckiem, nadal chcę nim być. nie umiem żyć w tym całym społeczeństwie, nie umiem przystosować się do reguł, które nim kierują. mała dziewczynka to ja. bezbronna, zakompleksiona, z poranioną duszą. wygląd to tylko kamuflaż, pozwala mi wtopić się w stado harpii zwanych ludźmi, którzy podstępnie chcą wyssać z każdego to co najlepsze - radość z życia. jak mam tu przetrwać, skoro do łez doprowadzają mnie banalne sprawy? boję się, wiesz? co jeśli sobie nie poradzę? co jeśli w jednej chwili odbiorą mi wszystko? rozglądam się dookoła i nikogo nie widzę. stoję tu sama, pośrodku tego syfu i nie wiem, w którym kierunku ruszyć. nie wiem, która droga zaprowadzi mnie na szczyt. mija mnie niebieskooki blondyn i zatrzymuję go. przepraszam, którędy do szczęścia? nie odpowiada, łapie mnie za rękę i ciągnie w nieznane. szkoda, że jeszcze nie wiem, iż zmierzam ku zakładzie, że prowadzi mnie na zniszczenie. samej siebie.
|
|
|
to przerażające, jak łatwo i szybko zaczynam czuć się samotna. niby mam obok siebie przyjaciół i znajomych, ale w dni takie jak ten, czuję się po prostu pominięta, zapomniana. nigdzie tak naprawdę nie przynależę, dla nikogo nie jestem numerem jeden, nikt nie myśli o mnie tuż po otworzeniu oczu i tuż przed ich zamknięciem. może to we mnie tkwi jakiś problem? może odtrącam od siebie ludzi? może jestem już na tyle zniszczona od środka, że nikt nie widzi u mnie jakichkolwiek zalet. wiem, że jestem trudna, że mój charakter nie należy do najłatwiejszych, że denerwuję ludzi a moje nawyki są irytujące. czasami sama najchętniej rzuciłabym to w cholerę i tak zwyczajnie skończyła ze sobą, ale nie umiem. brakuje mi odwagi, wciąż tli się we mnie iskierka nadziei, że kiedyś ktoś zauważy w moich oczach to, co tak trudno dostrzec. naprawdę nie proszę o wiele. odrobina akceptacji. tylko tyle.
|
|
|
podejdź bliżej, nie musisz się bać. chcę szepnąć Ci najciszej jak potrafię, że moje serce każdego kolejnego dnia bije dla Ciebie. obejmij moje kruche ciało. chcę pokazać Ci jak łatwo i szybko sprawiłeś, że każda komórka tej skorupy scaliła się do perfekcji. spójrz w oczy, które iskrzą się, gdy tylko jesteś w pobliżu. chcę byś zobaczył, że nawet one recytują te dwa piękne słowa: kocham Cię. złącz nasze dłonie. chcę Ci uświadomić, że pasują do siebie idealnie. posłuchaj melodii serca. zrozumiesz, że od pewnego czasu zsynchronizowało się z Twoim.
|
|
|
z nimi naprawdę wszystko wygląda inaczej. z nimi czuję jak na moich plecach wyłaniają się skrzydła i wznoszą mnie wysoko, ponad granice realności. z nimi nawet zwykłe rozpalenie ogniska jest masą śmiechu i serią głupich żartów. z nimi czuję się pewniej, czuję, że jestem w ich szeregach, że nikt mnie nie dotknie. z nimi mogę wyjść na zwykłe piwo i wiedzieć, że ten wieczór nie będzie należał do zwyczajnych. z nimi zaczynam oddychać pełną piersią, zabieram jeden z tych głębszych oddechów, który zabarwiony szczęściem daje totalną wolność.
|
|
|
grupka chłopaków. dokładnie dziewiątka. niby różni, ale razem tworzący nierozerwalną jedność. to właśnie oni od pewnego czasu sprawiają, ze się uśmiecham. to oni powodują ból brzucha, gdy zwijam się z nadmiaru śmiechu. to oni wpisują w moje życie coraz to nowsze przygody. to oni chcą dołożyć każdemu, który ośmieliłby się skrzywdzić mnie bądź też jedną z moich przyjaciółek. to oni wpadają na głupie pomysły, których normalny człowiek nie brałby pod uwagę. to oni uzależniają mnie od siebie. to ich jestem gotowa bronić własną piersią do upadłego. to dla nich od pewnego czasu walczę. dostałam coś o czym nawet nie marzyłam, nie chcę tego tracić
|
|
|
|